Wszystko czego mógłbym oczekiwać i jeszcze więcej niż się spodziewałem, całkowicie inny niż wszystkie przeciętne filmy o zmutowanych ludziach. Szczególnie urzekła mnie muzyka, klimat, ujęcia kamery, fabuła i ten opustoszały Nowy Jork. Fabuła jest dobrze dopracowana, minimalistyczna. Nie rozciąga się na głupotach, ale wzmiankuje o nich (pokazuje, że żeby przeżyć, musi np: polować na sarny, ale polowanie to trwa tylko kilka chwil i nie zajmuje 10 stron dialogów, pokazuje dlaczego ten wirus jest taki, a nie inny ale to tylko kilku sekundowy ułamek transmisji, itp). Jako jeden z nielicznych filmów główni bohaterowie giną, co nie zdaża się praktycznie wcale w filmach o zombich. Po prostu genialny film.
Istnieje jeszcze alternatywne zakończenie w którym główny bohater ocalał :). Poszukaj sobie na YT, bo chyba tam właśnie je widziałem. Moim zdanie właśnie to zakończenie jest lepsze niż to z filmu, ale co kto woli. A tak na marginesie "I am legend" to nie film o zombie :P. Pozdrawiam.
Ja wolę oryginalne zakończenie.
Główny bohater poświęca się w imię ludzkości.
A mam wrażenie, że tu te alternatywne zakończenie po prostu nie pasuje...
Gdyby Robert Neville (czy jak mu tam) nie zginął film nie miałby zbytniego sensu, o tak się wyrażę.
Tak jak napisałem wcześniej, jeden woli takie zakończenie, a drugi co innego. Oryginalne zakończenie pokazuje nam, że Ci zarażeni byli całkowicie bezwzględni, zabijali na swojej drodze każdego ocalałego. Zakończenie alternatywne pokazuje nam coś innego. Zarażeni zaatakowali dom głównego bohatera, żeby odzyskać jedna ze swoich. Czyli nie kierują się wyłącznie "instynktem bestii". I jedno i drugie zakończenie miałoby według mnie jakiś sens. Ale to tylko moje gdybanie :). Pzdr.