Oglądałam film na specjalnym dwupłytowym wydaniu z dwoma zakończeniami. Oryginalny to ponoc ten, w którym Robert ginie i zastanawia mnie czy takie było w kinie. Jest jeszcze mega szczęśliwe zakończenie- dla mnie o wiele gorsze od oryginalnego.. 
Film niezły- czyli 6/10- najlepsi byli Samantha i mutanci ;D
W kinie było właśnie zakończenie Iż Robert ginie a Kobieta z córką trafiają do miejsca wolnego od mutantów:) a możesz opowiedziec jakie było to drugie zakończenie?
Denne. Ten mutant-samiec alfa mazia dłonią na plastiglasie motylka. Will myśli i po chwili zerka na plecy swojej zdobyczy. Tam widzi taki tatuaż- no właśnie motylka i każe tej dziewczynie otworzyc drzwi. Ona trochę się rzuca, ale potem ustępuję. No i dalej jest jeszcze gorzej. Mutanci trochę warczą na Willa, ale potem zabierają zarażoną babkę, która okazuję się ukochaną samca alfa (tak też myślałam) i odchodzi. Ostatnia scena :will, dziewczyna i jej syneczek radośnie szczerzą się i jadą gdzieś autem. 
To zakończenie oglądałam jako drugie i zepsuło mi całą przyjemnosc z filmu, który naprawdę trzymał w napięciu jak mało który. Poszukaj na YouTube- a nuż znajdziesz.
bo ja wiem.. wg mnie to prawie szczęśliwe było lepsze, bo jak ta latynoska zaczyna pleść patetyczny szit to się wszystko na lewą stronę wywraca.. a tak to leku ni ma i jadą w nieznane i jest ok.. 
imo ofkorz
e, diana...uważasz, że to ich mizianie się (mutantów), syczenie na willa i brak leku jest zajebiste? prędzej porypane...normalnie samiec powinien zagryźc smitha, a nie 'odchodzic w pokoju', już ten jej patetyczny szit trwa krócej niż ta patetyczna "love scene".
wolę owo 'mizianie' się, bo pokazuje, tak jak zresztą cały film, że ci chorzy tak do końca nie zezwierzęcili się.. 
mimo, że jednak lubię kiedy główny bohater ginie, to jednak dzięki powiewającej fladze obrzydł mi ten motyw 
 
to co wg mnie zabija ten film robienie idioty z widza i maksymalne zbliżenia szczegółów i jakieś backflasze - tak jakby widz miał pamięć złotej rybki i nie pamiętał o durnym motylku :| 
to była prawdziwa masakra 
 
też nie znoszę powiewających amerykańskich flag....wszystko obrzydzają, ale to już amerykańska mentalnosc, której my Europejczycy nigdy nie polubimy.
my sie umartwiamy i każą nam cierpieć za tych co zgineli 70 lat temu.. z pewnością amerykanie nie potrafią zrozumieć naszego użalania się ;)
jeżeli zakończenie byłoby szczęśłiwe, czyli cała trójka odchodzi szczęśliwa to nazwa "jestem legendą" nie miałaby sensu. Bo w końcówce, kiedy latynoska i jej syn docierają do kolonii, Smith ratuje ludzkość!