Na początku widziałam film. Uważałam go za dobry, Will Smith poradził sobie bardzo dobrze z trudną rolą, nie zrobili z tego jakieś krwawej jatki. Potem przeczytałam książkę i diametralnie zmieniłam zdanie. Jak można było zmarnować taką historię? Książka jest świetna, a w filmie fabuła została złagodzona, nie jest tak depresyjnie i pesymistycznie jak w książce. Oczywiście to zabieg pewnie specjalnie dla amerykanów, tak jak zrobili to np. w "Malowanym welonie".
Teraz pytanie, czy to adaptacja czy ekranizacja? Bo jeśli ekranizacja to do kitu. Raczej jest to adaptacja, wzięto jedynie pomysł z ostatnim człowiekiem i zarazą, niektóre wątki zniekształcono (z psem inaczej np.) resztę pominięto.