Przez pierwszą godzinę trwania filmu oglądałem podekscytowany i byłem bardzo zaciekawiony o tym co się dalej stanie. Świetny klimat, początkowo fabuła była cudowna, opustoszałe miasto, jeden ocalały, szykowało się bardzo dobrze. Gra Willa Smitha jeszcze bardziej "dopełniała" ten film w świetności. Niestety po pewnym czasie coś zaczęło się psuć ze scenariuszem. Pojawiła się kobieta z dzieckiem, beznadziejny dodatek, wręcz żenujący, rece opadaja. Na dodatek dochodzą do tego hordy Zombie, które w ogole nie wywarly na mnie zadnego wrazenia i byly wrecz bez sensu. Na poczatku filmu gdy widziałem Zombie stojacych tylem w opustoszalym magazynie wszystko wydawalo sie takie mroczne, pasujace do filmu. Niestety maraton Zombie i szturm na dom bohatera to juz kompletna porażka. Nastepnie jego smierc, po co? Bylo miejsce, mogl wejsc, przeczekac i przezyc. Zginal...poniewaz tesknil za psem? Nie mogl sie pogodzic z jego smiercia? Błahy powód. Bardzo rozczarowała mnie końcówka, głos lektora, w tle kościoł a w niej XIX wieczna kolonia amerykańska.
Gdyby caly film byl taki jak pierwsza polowa, dalbym 9/10, ale jestem zmuszony dac 7/10.