Mam lekki niedosyt. Wszystko w tym filmie potoczyło się za szybko, a zakończenie ten film miał dość 
słabe. Byłoby dobre, gdyby nie to, że główna postać zginęła zbyt szybko. Przez cały film pokazywali 
nam jedna postać, a na końcu filmu jest jeden granat i pach, od razu umiera. 
Podobało mi się zachowanie ludzi w tym filmie. Kiedy Robertowi wbił się nóż w nogę, nie wyciągnął 
go sobie niczym "twardziele" z innych filmów, tylko jęczał z bólu i zaczął czołgać się po ulicy. 
 
Swoją drogą - skąd ten manekin się tam wziął? Zarażeni przygotowali na niego zasadzkę?
Jeden, ale chodziło mi bardziej o to, że normalnie w filmach i serialach jak główna postać zginie to odczuwa się jakieś emocje, a tutaj reakcja to co najwyżej "aha". 
Kolejna rzecz, która mi się nie podobała w tym filmie to to, że tu się praktycznie nic nie działo. Była akcja, ale monotonna. Doktor szukający leku na wirusa miał psa, którego pewnego dnia zabili. Doktorek postanowił się zabić razem z paroma mutantami, uratowała go kobieta, potem mutanty zaatakowały jego dom a on się wysadził...