[UWAGA! SPOILERY!]
Pamiętam, kiedy do kin wchodził film Doom mnóstwo graczy wypowiadało się na forach internetowych, że chciałoby, żeby klimat i fabuła filmu odpowiadały drugiej części gry (bohater wraca na Ziemię i odkrywa, że został jedyną osobą nie skażoną przez wirus). Chcieliśmy film o ostatnim pozostałym. Bardzo dużo osób wtedy mówiło, że czegoś takiego nie da się zrobić w filmie.

A jednak się dało! Z tym, że w zupełnie innym filmie. Ja jednak cały czas miałem wrażenie, że oglądam PRAWDZIWĄ ekranizację jednej z moich ulubionych gier z dzieciństwa. Doskonale oddany klimat samotności, interesująca fabuła (tak, wiem, dużo osób się nudziło, ale nie ja :P) i w sumie nawet stwory przypominały te z Dooma. Co ciekawsze w trakcie trwania filmu była scena, która zajebiście przypominała mi jeszcze jedną post-apokaliptyczną gier komputerowych z 97ego roku. Chodzi mi o moment, kiedy Robert taranuje stwory swoim samochodem. Chyba wiadomo o jaką grę mi chodzi :D

W filmie wyłapałem niestety trochę wad:
1. Robert w swoim video dzienniku mówi, że jeden ze stworów sam wyszedł na Słońce (co jest dla nich zabójcze) i, że jest to oznaka, że mutanty tracą ostatnie oznaki ludzkości. Akurat to bardzo do mnie uderzyło. Instynkt przetrwania jest właściwy... ba, najważniejszy dla każdej żyjącej istoty, więc nie ma co tu mówić, że potwory stają się mniej ludzkie, tylko, że je po prostu popierdoliło :P Kto jak kto, ale naukowiec powinien o tym wiedzieć.
2. Zakończenie. Troszeczkę się zawiodłem. W sumie nic nie mam do happy-endów, ale poczucie izolacji i czar prysły.
3. Kilka pomniejszych momentów w trakcie filmu.

Muszę jednak się przyznać, że od momentu kiedy wczułem się w klimat straciłem jakikolwiek obiektywizm. I Am Legend jest filmem, na który czekałem ponad 10 lat i śmiało dodaje go do ulubionych pomimo wad.

8/10