Wyobraź sobie niedaleką przyszłość, opustoszałe miasto i tylko Ty. sam. To cyba marzenie każdego chłopca, znaleźć się nagle choćby na parę minut w miejscu, gdzie nie ma zasad, gdzie wszystko jest niczyje - czyli Twoje.
No i wszystko byłoby Ok gdyby nie fakt, że tak naprawdę nie jesteś sam, a zasady musisz sobie ułożyć aby przetrwać.
Hollywood lubi zbiegi okoliczności, w "Jestem Legendą" przenosimy się do świata zdziesiątkowanego przez wirus - większość ludzi nie żyje, a ci co przetrwaliu zamienili sie w komputerowo wygenerowane bestie. Jest jeszcze Will Szmit - wirusolog (hmmm, naszczęście nie fryzjer), który za dnia poluje na stada antylop w Central Parku (rozumiem, że wzięły się z zoo, ale kto je wypuścił), pakuje na drążku aby mieć mięśnie jak kaloryfer, popada w psychozę, grywa w golfa i robi eksperymenty na bestio-ludziach, aby przywróćić im pierwotny stan. W nocy z koleji sypia z psem, wspomina żonę z dzieckiem i boi się bestio-ludzi (którzy oczywiście żerują tylko nocą, bo słońce im szkodzi.
Jakiś czas temu obejrzałem wywiad z odtwórcą głównej roli w tym filmie, Szmit jak zwykle opowiadał o cieżkiej pracy nad "jestem Legendą" oraz
żalił się, że wpadł na pomysł nakręcenia tego filmu wiele lat temu, a ludzie od "28 dni później" ukradli mu jego objawienie, które było jego pomysłem i TYLKO JEGO. Oczywiście nie będę zaprzeczał, że oba filmy bazują na podobnym punkcie wyjściowym jednakże nic więcej ich nie łączy, a już tymbardziej klimat i podejście do tematu.
Co do geniuszu Pana Szmita to mam jednak pewne wątpliwości...
Czyżby czasem sam nie ukradł komuś pomysłu(?), może oskarży Charltona Hestona o plagiat pomimo, iż ten nakręcił swojego Omega Man w
1971 roku.
No cóż, ale w końcu od Szmita większe jest tylko jego EGO.
PS. Dla zinteresowanych Omega Man:
http://www.youtube.com/watch?v=X-MosmUseSY