Po objerzeniu filmu miałam mieszane uczucia, w osłupienie wprawiła mnie świetna scena finałowa, bardzo ładnie
rozegrana, po mistrzowsku. Co jeszcze mi się podobało? Mediolan i Włochy pokazane w filmie, surowa a jednocześnie
przebogata tradycja tego kraju oddana w sposób niewymuszony, bardzo szczery, wręcz naturalistyczny.
Z wielką przyjemnością oglądałam sceny przyżądzania posiłków, krajobraz włoskiej wsi, modę, wystrój wnętrz: surowy
a jednocześnie bardzo wytworny. W żadnym filmie nie oddano chyba w tak piękny sposób krajobrazu lata, letniego
światła, słońca, trawy, roślinności, spiewu ptaków...Niewątpliwym plusem jest też obsada, każda postać począwszy od
głównej bohaterki a skończywszy na służacej to strzał w dziesiątkę. Poza Tildą Swinton na uwagę zasługuje również
postać Allegry Rechi, w którą wcieliła się Marisa Berenson - typowa Włoszka, elegancka, wyniosła, dystyngowana.
Niestety pod względem fabularnym film niezbyt udany, historia rodem wzięta z argentyńskiej telenoweli, tragiczny
wątek syna Emmy, który umiera na skutek nieszczęsliwego wypadku podczas kłótni z matką (scena kłótni - jedna z
najgorszych) dowiedziawszy się o jej romansie z jego najlepszym przyjacielem był wielkim rozczarowaniem i raczej
przykrą niespodzianką. Przywodzi mi trochę na myśl scenę wypadku w "Przerwanaych objęciach" Almodovara, ale
tam wypadek uzasadniony, nadawał całej historii znaczenie, tu zdaje się być przypadkowym i bardzo tendencyjnym
zabiegiem wprowadzonym tlyko po to, by wyzwolić w Emmie pewność, że chce skończyć z dotychczasowym życiem.
Film jest też naszpikowany zbyt dosłownymi symbolami, scena "kulinarnego orgazmu" podczas konsumpcji krewetek,
scena miłosna na łonie natury zestawiona z obrazem owadów zapylających kwiaty wręcz śmieszna, scena kiedy Emma widzi
Antonio na tle cerkwi i biegnie za nim, jakby biegła za swoją ...rosysjkością od której odcięła się dawno temu.
Ogólnie rzecz biorąc film bardzo ładny ale niezbyt ciekawy;-)
Piękny komentarz ,zgadzający się (prawie) z moją opinią,(a jak wiadomo "prawie" robi czasem wielką różnicę:)
Rzeczywiście,niektóre sceny były może śmiesze ( tęż zwróciłam uwagę na biedronki i inne owady w scenie erotycznej na łące:)) nawet niepotrzebne,ale smak tego filmu tkwi właśnie w pięknej oprawie wizualnej o któej piszesz (i dla mnie też muzycznej) czyli w chwilach kiedy czujemy zmysłami poszczególne sceny.Ponieważ jak widac na forum, film ma bądź zdecydowanych przeciwników bądź takichże zwolenników,poprzez Twój komentarz doszłam do wniosku,że Ci którzy nie zachwycą sie bardzo formą,rzeczywiście druzgoczą ten film- oceniając go w fabule jako nudny,banalny itp.
Mnie ten film zauroczył i nawet "historia rodem wzięta z argentyńskiej telenoweli" w niczym mi nie przeszkadza.
W końcu "życie,życie jest nowelą.."i zapewne niejedna bogata arystokratka rzuciłaby się w ramiona jakiegoś młodego Antonia:)który dałby jej odczuc w jakim marazmie i stagnacji żyje.
W jednym się zgodnic z Tobą nie mogę-.." jakby biegła za swoją ...rosysjkością od której odcięła się dawno temu".W/g mnie ona tylko próbowała się odciąc,ale jej się to tak naprawdę nie udało( gotowanie uchy, rozmowy z synem po rosyjsku...)
Polecam ten film,ale tylko osobom,ktore przymkną zdecydowanie oczy na braki i potknięcia fabularne