Pewnie dlatego, że film powstał w oparciu o książkę z XIX wieku. Jak dla mnie ekranizacja takich powieści sf jest trochę bezsensowna. W czasach w których już wszyscy od kilku dziesięciu lat wiemy jak wygląda Mars, wizja Czerwonej Planety w filmie jest... zacofana. Nie wiem, to pewnie kwestia sentymentu, że tak było w książce, ale dla mnie to już archaiczna wizja. Tak samo jak ukazywanie całkowicie normalnych ludzi jako rdzennych mieszkańców Marsa (osobiście najbardziej na świecie nie lubię takiego wizerunku kosmity, odnoszę w takich momentach wrażenie, że komuś brakowało wyobraźni, czy budżetu na charakteryzację).