Ciekawy przypadek. John Carter całkiem przyjemne kino z nieudaną akcją promocyjną kontra Avatar, którego nie da się oglądać, ale który dzięki świetnemu marketingowi zarobił prawie 2 miliardy dolarów. Kontynuacja pierwszego nigdy już nie powstanie, a kolejnymi Avatarami będziemy nękani do usranej śmierci.
Zarówno "John Carter" jak i "Avatar" mają swoje prawo do miejsce w kinie. Jedynym błędem twórców tego pierwszego jest to, że rzucił wyzwanie temu drugiemu, w tym samym czasie, co z góry było skazane na porażkę. Co ciekawe, oba filmy z podobnym przesłaniem w tle, którego nie wiem dlaczego niektórzy nie chcą dostrzegać. Świetne kino, do którego z chęcią wracam, choć to dopiero drugi raz w moim przypadku, bo Johna Cartera odkryłem dopiero rok temu.
Mała wtopa bo sugerowałem się Twoją pierwsza wypowiedzią, nie porównując dat premier. Po napisaniu kliknąłem "wyślij", jednak strona zawiesiła się i myślałem, że straciłem to co napisałem. Zauważyłem tą pomyłkę, bo coś mnie natchnęło by sprawdzić te daty i odetchnąłem z ulgą, że jednak post nie poszedł "do druku". Jak widać jednak, nic w przyrodzie nie ginie ;) Na Avatarze, byłem akurat tuż po premierze w Poznański Imaxie. Natomiast John'ego Cartera odkryłem tak jak napisałem, dopiero rok temu i byłem zaskoczony, że fakt istnienia tego filmu gdzieś mi umknął. Z przyjemnością zobaczyłbym go na dużym ekranie w pełnej krasie. Resztę podtrzymuję bez zmian. Może jeszcze jedna subiektywna uwaga. O ile John Carter dobrze prezentuje się w 2D, o tyle oglądanie Avatara ma sens tylko w 3D i im większy ekran tym lepiej. Ten film nie powinien być w ogóle wyświetlany w TV, a już na pewno nie wersjach 2D, bo to urąga zamysłowi jego Twórcy. Wychodzi z tego płaska, kolorowa bajka.
Kwestia finansowa. Proste :)
Chociaż przyznam, że pod względem atrakcyjności wizualnej "Avatar" zrobił na mnie większe wrażenie. Jednak oba filmy są dla mnie fabularnie i pod względem piękna opowiadanej historii przezroczyste.
Dla mnie jest akurat zdecydowanie na odwrót. John Carter nie umywa się do Avatara.