Są bajki świetne : Toy Story, Shrek, Złodziej z Bagdadu. Są bajki dobre : Książę Persji, Avatar, Epoka Lodowcowa. I są bajki do kitu. Taką bajką jest John Carter.
Film kosztował 250 mln $. Wiem na co je wydali. Efekty specjalne, grafika komputerowa i animacja pokazują nieprawdopodobny postep w tej dziedzinie. Postacie są jak żywe, scenografia zapiera dech w piersiach. Niestety, to wszystko. Film wygląda tak, jakby kasy zabrakło już na scenarzystę, więc pisała go rozhisteryzowana nastolatka zafascynowana harlekinami, a reżysera z braku funduszy w ogóle nie zaangażowano. A serio - scenarzyści Chabon i Andrews, o niezbyt bogatym dorobku, powinni rozejrzeć się za innym zajęciem. Napisali coś w rodzaju hybrydy "M jak Miłość" i Gwiezdnych Wojen - wersja dla inteligentnych inaczej, z przewagą na serial. Reżyser A.Stanton, scenarzysta Toy Story2, Nemo, Wall-e i reżyser tychże, pokazał, że dla niego praca z aktorami to zupełnie co innego niż z postaciami z kreskówek. Zawalił na całej linii a nawet jeszcze dalej.
Film zabija pretensjonalność. To, że można zrobić dobrą bajkę na podstawie ogranego od 200 lat scenariusza pokazał Avatar czy Książę Persji. Odrobina humoru byłaby w stanie uratować produkcję, należało tylko zrezygnować z idiotycznych dętych dialogów i tandetnej muzyki. No i należało zaangażować do grania głównych ról prawdziwych aktorów. W tle przewijają się znane nazwiska, ale na mam wrażenie, zę casting na pierwszy plan wygrali aktorzy serialowi, co z drugiej strony świetnie pasuje do scenariusza, więc może nie mam racji :-)
Na sali podczas projekcji panowała senna atmosfera. Miałem podejrzenia, że rozpylono brom w powietrzu, ale to z ekranu, mimo megaton akcji, wiało nudą i stagnacją umysłową. Film był w 3D, ale ogólnie tylko do jednej. Nie warto.