Zauważyliście, że od niedawna Disney wprowadził nowy gatunek filmów?
Chodzi mi o takie filmy jak właśnie John Carter, Książę Persji albo Trzej muszkieterowie. Niby są to normalne filmy fantastyczne, przygodowe itd. ale coś odróżnia je od np. Gwiezdnych wojen, władcy pierścieni albo avatara. Nie mówię że są jakieś złe - przeciwnie lubię je oglądać.
Długo się zastanawiałam, co to za różnica i myślę, że chodzi po prostu o to, że widz nie musi się bać o głównych bohaterów, ponieważ wie, że nic im się nie stanie, pokonają wroga, uratują świat, wezmą ślub i będą żyli długo i szczęśliwie.
I wydaje mi się, że nie jest to pozytywna cecha. To zmienia film w taką bardziej bajeczkę dla dzieci - rozumiem, że Disney to wytwórnia dziecięcych filmów, więc może po prostu tak ma być.
Ale film na tym traci. Owszem jest taką lekką, przyjemną, trochę zabawną rozywką, ale nie ma tego dreszczyku emocji, który powinien pojawić się w filmie przygodowym.
Ale może się mylę... Jak myślicie?
Tak mówisz o tej "różnicy" gdzie główni bohaterowie muszą przeżyć i uratować świat. I tak patrze na filmy które podałeś najpierw, potem na te drugie. Gdzie róznica?
Jake Sully robi to dość dobrowolnie bo i tak ma drugie w ktorym jest szczęśliwszy, Luke z miejsca dostaje nową rękę, a Frodo i tak kończy jako bohater z wielkim happy endem. Poza tym mimo tego wciąż wszystko pasuje. Cała trójka pokonuje swoich wrogów, ratuje świat (w wypadku SW światy) i kończą żyjąc długo i szczęśliwie
Anyway, każdy film musi się kończyć happy endem. Tak musi być! :) Niewiele filmów kończy się tragicznie, a nawet jeśli to takie kino zwie się ambitne, artystyczne i ma zupełnie inny przekaz.
Brak happy endu nie wyznacza ambitności czy artystyczności filmu. To jest zupełnie niepowiązane. I nie, film nie musi kończyć się happy endem. Taką papką karmi widzów hollywood czy disney.
Małe dopowiedzenie. Naturalnie chodziło mi o filmy typowo rozrywkowe (chodźby te które podała Natti_05).
Naturalnie, ze brak HE nie skreśla filmu jako ambitnego. Ja pisałem o HE w filmach typowo rozrywkowych. Tam HE być musi (jak dla mnie - niech będzie). Fakt mało oglądam filmów, ale nie pamiętam filmu rozrywkowego, który skończył się tragicznie, a już na pewno nie w produkcjach disney'a o których w sumie pisze autorka. Ale nawet posunę się dalej i napiszę, że nie pamiętam, aby w ostatnich kilkunastu latach jakikolwiek film czy to sci-fi, czy to przygodowy itp. skończył się tragicznie ;P Tym się charakteryzują filmy dla mas,bo duża większość filmów, która leci w kinach to produkcje hollywood.
Ale to jest tylko moje zdanie. Jak już napisałem mało oglądam. :)
Napisałem zupełnie na odwrót niż zrozumiałeś. Ty wcześniej napisałeś, że złe zakończenia to wyznacznik ambitnego kina, a ja Ci odpowiedziałem, że zdarzają się i wszędzie. W dodatku nie są tak niepopularne jak sądzisz.
Jeśli chcesz filmu rozrywkowego bez happy endu, to polecam Van Helsinga z Hugh Jackmanem i Kate Beckinsale w rolach głównych. Tam tylko w pewnym sensie masz szczęśliwe zakończenie.
he he Lucas chciał być orginalny i dość ze wogóle nie dał Happy Endu w Prequel Trilogy, to zrobił tak, że zło zatryiumfowało. Ale ma też furtke, bo może powiedzieć ze cała saga kończy się dobrze :)
To samo tyczy się Władcy Pierścieni. Fakt kręcenie wszelkich sag rządzi się innymi prawami. Ale oki wygraliście, poddaje się xD
Z tym Happy Endem jednak nie jest prosta sprawa :)
No nie wiem. Johna Cartera jeszcze nie widziałem, ale dla przykładu u Disneya w Piraci z Karaibów - Na krańcu świata, Will Turner traci życie i staje się upiorem Latającego Holendra, a Jackowi Sparrowowi po raz kolejny kradną w finale statek. W TRON; Dziedzictwo główny bohater traci w ojca którego miał ponoć uratować. Takich nie pełnych happy endów u Disneya można się doszukać o wiele więcej.
Po prostu Disney korzysta z wielu materiałów "zewnętrznych" jak np. książki. Przytoczeni Piraci z Karaibów już tacy przewidywalni nie byli.
John Carter jest na podstawie książki, Prince of Persia gry a Trzej Muszkieterowie nie są w ogóle Disneya.
Założyciel tematu odnosił się do niedawnych produkcji więc myślałem że mu chodzi o potworka Andersona ;)
Zgadzam się, też lubię gdy nie ma pewności co do zakończenia. Dlatego też swego czasu lubiłem oglądać japońskie anime. Można im trochę zarzucić, ale na pewno nie schematyczność zakończeń. Nawet te czysto rozrywkowe tytuły potrafiły się kończyć bardzo różnie- od happy endy, gorzkiego pseudo happy endy po śmierć wszystkich bohaterów. Dlatego końcówki tam oglądało się z dużo większymi emocjami i za to jednak cenię kino japońskie.
Chciałeś powiedzieć przekombinowane zakończenia. Nieraz potrafią zrobić taką siekę na koniec ze wolałbym już szablonowy happy end.
Witam, jeszcze nie byłem ale się przymierzam (ale w 2d) tu chodzi o coś innego, filmy generalnie się przejadły i Diesney zresztą inni też szuka superbohatera - normalnego gościa znikąd z którym widz się może utożsamić. Takie czasy, film jest podobno w starym dobrym stylu - trza oglądnąć.