Film sam w sobie nawet fajny, ale niestety nie wszystkie fakty zgadzają się z tym co działo
się naprawdę w życiu Lennona. Niektóre osoby są przedstawione w złym świetle. Sens
sam w sobie jakoś zachowany jest... no ale.
A czy mógłbyś podać parę zestawień: Lennon prawdziwy vs. filmowy? Film został pewnie nieco przejaskrawiony, ale nie znam na tyle biografii piosenkarza, by dokonać porównania.
Po pierwsze scena, w której John dopisuje słowa do nut... przecież żaden z Beatlesów nie znał nut. Po drugie w Antologii Lennon pisze, że nie przeżywał śmierci swojego wujka w sposób emocjonalny (pamiętam, że napisał, że po tej wiadomości zamknął się z kuzynką w pokoju na górze i wręcz się z tego śmiali), po trzecie nie sądzę, żeby w tak wczesnym okresie Quarrymen grali w tylu salach tanecznych. Poza tym młody Lennon miał o wiele więcej "za skórą" niż to pokazano w filmie.
Byłam na konferencji z zespołem The Quarrymen i padło pytanie z publiczności właśnie o ten film. Czy jest dobrze zrobiony? Zespół uznał, że owszem. Ciągle zwlekałam z oglądnięciem tego, ale jak była rekomendacja Quarrymen to zobaczyłam, w sumie ogólnie może być, ale jednak jak dla mnie źle dobrani aktorzy to ról.
Paisley, czyli mówisz, że Lennon nie był związany emocjonalnie ze swoim wujkiem, tak jak zostało to pokazane w filmie?
Lennon był bardzo związany z wujkiem. W biografii Johna ("John Lennon. Życie") jest napisane, że traktował go jak ojca, a dla George'a - który nigdy nie skonsumował swego małżeństwa z Mimi - był jak syn. Fragment biografii dotyczący śmierci wujka Johna:
" - [John] Wpadł do domu jak zwykle czymś poruszony - wspomniała Mimi - i zapytał, gdzie jest George. Kiedy powiedziałam mu, że nie żyje, momentalnie zamilkł. Nie płakał ani nic z tych rzeczy. Poszedł tylko do siebie na górę. Jeśli miał uronić łzę, wolał to robić w samotności. Nie chciał, żeby ktoś zobaczył go w takim stanie.
Familia uznała, że w tych trudnych chwilach Johna powinna wspierać córka ciotki Harrie. Liela wspomina, że kiedy przyjechała do Mendips, Mimi siedziała przed domem przy zasobniku na węgiel i wyglądała na zagubioną'. W towarzystwie wiernej sojuszniczki z dzieciństwa John mógł wreszcie dać upust swoim emocjom. Jednak zamiast rozpłakać się, wybuchnął śmiechem.
- Oboje dostaliśmy jakiejś histerii - wspominał później (choć Liela nie pamięta, żeby śmiała się razem z nim). - Śmialiśmy się bez końca. Później miałem wielkie poczucie winy."
Tak samo John zareagował na wieść o śmierci swego przyjaciela, Stu Sutcliffe'a (polecam film Backbeat, który dotyczy hamburskiego epizodu kariery Beatlesów i skupia się właśnie na postaci Stu). Był to chyba jego sposób na radzenie sobie z bólem po stracie ukochanej osoby.