John Q.

John Q
2002
7,5 125 tys. ocen
7,5 10 1 125205
6,4 15 krytyków
John Q.
powrót do forum filmu John Q.

Film John Q, który miałam okazję obejrzeć już jakiś czas temu, budzi we mnie dość dziwne uczucia. I bynajmniej nie chodzi o samo "dzieło" filmowe, tylko raczej o opinie ludzi na jego temat i oceny, które udało mu się uzyskać w przeróżnych rankingach. A były one... nie najgorsze. Wiem, wiem... o gustach się nie dyskutuje, ale powiedzcie mi ludzie kochani (a zwracam się do tych, którym się ten film NAPRAWDĘ podobał) dlaczego? Wymieńcie mi chociaż jeden powód, dla którego mogłabym zakwalifikować ten film do dzieł udanych? Tylko proszę nie wyskakujcie mi z tym, że gra tam Denzel Washington. To zdecydowanie nie wystarczy.

Nie ma co ściemniać, film John Q naprawdę mną poruszył. Dokładniej rzecz biorąc jego pierwsze 5 minut, które stanowiły, co tu dużo mówić, świetny początek dobrze zapowiadającego się filmu. Nie jestem pewna czy był to zabieg celowy, czy po prostu tak wyszło podczas montażu, ale te pierwsze chwile są według mnie najlepszymi całego John Q. Oczywiście niedługo potem większość z widzów łapie się na tym, że już wie o co chodziło z tym wypadkiem, co nie zmienia faktu, iż lekkość scen rozpoczynających film, w połączeniu z dobrą muzyką, przyćmiewa dalszą historię, która jawi się w moich oczach jako może i wzruszająca i wciągająca widza, ale jednak zbyt nierealna i powiedziałabym heroiczna inaczej.

Amerykański ojciec występuje w obronie swego dziecka? Gdzieś już to chyba widziałam. Amerykański obywatel sprzeciwiający się otwarcie twardym regułom rządzącym tym okrutnym, bezlitosnym światem? To też brzmi dziwnie znajomo. No, do trzech razy sztuka. Zakładnicy, którym jeszcze przed momentem grożono bronią, teraz dziękują Bogu, że mieli okazję spotkać kogoś takiego? To też brzmi znajomo, bo film John Q tak naprawdę nie oferuje widzom nic nowego. A co gorsze, możemy przewidzieć rozwój wypadków. I to jest chyba w filmie najbardziej rozczarowujące - wiemy o czym jest film, zanim go jeszcze zobaczymy.

Gdybym miała wybrać najbardziej drażniący moment filmu, bez wahania wybrałabym jedną ze scen, która rozgrywa się w szpitalu. Zakładnicy (lekarze i pacjenci) wypowiadający się na temat potwornego stanu opieki zdrowotnej w USA. No nie. Kiedy zobaczyłam tę scenę przyszedł mi do głowy tylko jeden przymiotnik, określający chyba najtrafniej charakter tego "dialogu publicznego", - sztuczna. Ta scena była sztuczna. Podobnie zresztą jak powstałe nagle z popiołów współczucie pani dyrektor szpitala, czy wypuszczona cudzoziemka z dzieckiem wykrzykująca do kamer telewizyjnych coś w stylu: He good man, love his family, don't hurt him, he good man...

Bohater grany przez Denzela Washingtona wydaje się, co prawda, bardziej przekonujący i można powiedzieć, że wierzymy w to, że zdecydował się na tak desperacki krok. W postaci granej przez Washingtona nie ma jednak magii postaci, która sprawia, że solidaryzujemy się z nim. Wygląda to mniej więcej tak: uda mu się - fajnie, nie uda mu się - też dobrze. W pewnym momencie oglądania tego filmu ogarnął mnie swego rodzaju wisizm i podczas gdy wszyscy dookoła mnie pociągali nosami w momencie, kiedy John prawił maksymy swojemu niemalże nieprzytomnemu synowi, ja tylko uśmiechnęłam się pod nosem. I wiecie co? Nawet nie pamiętałabym o tej scenie gdyby nie fakt, że tydzień później byłam w kinie na "Epoce lodowcowej". Holender! Bardziej wzruszyłam się umierającym animowanym tygrysem niż losem Johna Q! Jak to jest możliwe?

Ale nie ma co tak znowu narzekać. Film zebrał całkiem dobre noty, większość ludzi jest zadowolona.
Znacie ten konkurs: Kochamy polskie seriale? Mam inny pomysł. A może by tak: Kochamy amerykańskie dramaty obyczajowe? (nie ubliżając tym naprawdę dobrym)

Film nie jest zły, tylko mógłby być lepszy.

ocenił(a) film na 7
PureNarcotic

to prawda !
Cieszę się, że nie wybrałem się na to do kina. A dlatego nie poszedłem, bo nie lubię takich filmów i miałem przeczucie, że będzie to właśnie taki niezbyt rewelacyjny. Jak ja lubię twoje komentarze.. Trudno mi się z nim nie zgodzić. I co by tu napisać? Nie wiem co tu dodać, czytam jeszzcze raz. I chyba znalazłem.. Otóż zakończenie. O dziwo było prawdziwe. Otrzymał wyrok, a nie uniewinnienie, co jest typowe dla american films. Więc to jest plus, a minusów jest wystarczająco wile u ciebie :) W dobrym tego słowa znaczeniu oczywiście. Ja podpisuję się pod Twoim komentarzem. Zgadzam się, popieram i jestem za. Jak ktoś chce walczyć z Tobą to ja Ci pomogę:) John Q nie jest tym filmem jaki chcielibyśmy zobaczyć. Nie obrazisz się chyba, że tak w Twoim imieniu napiszę? To było pyt. retoryczne :)

ocenił(a) film na 5
982a

Wyrazy aprobaty
Właśnie przeczytałam swoją recenzję/swój komentarz do filmu John Q. pierwszy raz od dłuższego czasu i jestem zdziwiona, że potrafiłam napisać coś takiego ;) Ja naprawdę umiem TAK pisać?

A tak całkiem na serio to serdeczne dzięki za poparcie.
Naprawdę, aż się boję pomyśleć jak się poczuję kiedy w końcu (a to musi kiedyś nastąpić) napiszesz, że w ogóle się ze mną nie zgadzasz w sprawie jakiegoś filmu drogi Michale :(
Spostrzeżenie - faktycznie nie zwróciłam większej uwagi na koniec i cieszy mnie, że je zauważyłeś.
Wyraza aprobaty - oczywiście, że John Q. nie jest filmem jaki chcieliBYŚMY zobaczyć :)
Z zupełnie innej beczki - wczoraj obejrzałam sobie Amelię (po raz pierwszy!) i jakaś taka rozmarzona jestem, szczególnie, że przyjemność ta kosztowała mnie jedyne 7 zł. (jakość obrazu na VCD jakoś przeboleję).
Zakończenie - pozdrawiam serdecznie i pospiesz się z tym listem do mnie! :) E.