Jeśli potraktować serię jako sf/action to 6 jest i tak maksimum jakie można wysupłać dla całej trylogii.
Tutaj - choreografia walk ta sama, ale wciąż atrakcyjna. I tyle. Fabuła naiwna i wręcz urągająca inteligencji widza. Natłok irytujących jej elementów: jakiś faraon w twierdzy na środku pustyni jako capo di tutti capi; chuda krótko ścięta jako posłaniec High Table irytująca co najmniej; liczba zabójców przekraczająca zwykłych zjadaczy chleba... no byli wszędzie, jako bezdomni, skrzypkowie, starcy, no jako każdy... Boże co za naiwny debilny pomysł...; 5-8 kul w łeb/na ciało nie wystarczało by wyeliminować tych w kaskach, no ludzie kochani... Itd. itd. itd. są granice absurdu. I tereaz wyjaśnię na wszelki wypadek- w takim Matriksie absurd czy nierealność wielu scen była uzasadniona i wynikała z oryginalności scenariusza, to tam pasowało - zwolnione tempo, nirealne prędkości, latanie itp.; a tutaj? To ma być niby akcyjniak/thriller, ale odporność na ciosy wykracza mocno poza ramy gatunku czy konwencji filmu. Nawet jak wyłączyć myślenie i obniżyć poprzeczkę, to film często po prostu nuży tymi przebarwionymi sekwencjami walk: schemat - unik od ciosu kola nr 1, parę wymianek, pah pah, gościu pada, ale wyskakuje kolo nr 2, to szybkim ruchem giwera w łeb nadbiegającego kola nr 2 i zaraz potem, z bliskiej odległości, kilka pociągnięć cynglem w łeb leżącego ciągle kola nr 1... Ile było takich scematów w całej trylogii...
Wymieniłbym więcej irytujących absurdów, ale starczy, myślę. Zawyżone nieco 6 daję za mimo wszystko dynamiczną choreografię walk, solidną rolę Berry, która, jak czytałem, sporo się do filmu przygotowywała, oraz dwóch gentlemanów z Continentala - McShane'a i tego czar.., ciemnoskórego "recepcjonisty" - ciekawa postać mimo że przerysowana. Keanu jak to Keanu - drewniany troszkę, ale pasowało to do roli, jednak była ona tak rozpisana, że ciężko mi się mu kibicowało, bo i tak wiedziałem, że jest nie do ruszenia nawet jeśli trafionoby go z czołgu.