To że bohater jedzie na /godmode nikogo nie dziwi, to że dialogi czy nawet fabuła jest jakby przy okazji - podobnie. Wszystko byłoby ok, gdyby tylko ktoś to postanowił film przyciąć. Tymczasem dostajemy prawie 3h maraton oklepu w którym motywacje, wiarygodność a nawet i fizyka odklejają się od realizmu i powstaje nachalna, męcząca i powtarzalna gra komputerowa. Owszem ma swoje olśniewające momenty jak ujęcia Tokyo rodem z Cyberpunka 2077 (w pełnym ray tracingu 4K!) albo fenomenalny rzut z góry w stylu klasycznego Shadowgrounds Survivor czy nowszego The Ascent, ale odtwarzane jedna po drugiej stają się mechaniczne. Film pewnie będzie się oglądało przez to lepiej w częściach na youtube. Jako cełość męczy jak za długa scena porno, która dawno powinna się skończyć a jednak trwa i trwa. Szkoda, że do realizacji nie zatrudnili Paracelsusa, to by im powiedział, że lekarstwo w zbyt dużym stężeniu może się stać trucizną. Nawet podawane w dobrej wierze tak smakowite filmowe witaminy.