Decydując się na seans, dokładnie wiedziałem czego się spodziewać, a raczej czego się nie spodziewać po tym filmie, czyli fabuły. Ale to nie jest najważniejsze w serii o Johnie Wicku. Głównym jej atrybutem były bez wątpienia epickie sceny walk. Oczywiście w najnowszej części je dostajemy, ale... aż nadto. Film trwa prawie 3 godziny, z czego pewnie ze 2,5 godz. to strzelaniny i walki. Oglądałem ten film z kilkoma przerwami, momentami przerywałem nawet w czasie "bijatyki". Nie dlatego, że nie podoba mi się kino tego typu, tylko sceny były za długie i po prostu słabe. Najgorszą sceną była bijatyka w hotelu w Osace. Długa, nudna, bezsensowna. Wrogowie Wicka strzelają ślepakami i wbiegają parami, po tym jak John rozprawi się z poprzednią parą. No ludzie kochani. Kilkudziesięciu uzbrojonych napastników i ani jeden nie potrafi postrzelić Wicka z 3 metrów. Ten film aż kipi absurdami. Ciężko uwierzyć, że czwartą część reżyserował ten sam gość co poprzednie. Choreografia walk była tak beznadziejna, że patrzyłem na to z politowaniem. Przez ostatnie 15 lat kino na prawdę obniżyło loty, skoro ten film ma tak wysoką ocenę.