Ten film przypomina grę planszową w królika i Hitlera - jest jak wypreparowany szkielet z wojny który można sobie układać w rytm piosenki Beatlesów po niemiecku
"Moonrise Kingdom" meets Anna Frank; albo miraż o tym, że popkulturowy greps jest silniejszy od nazizmu. Ten sam dyskomfort, co przy "Śmierci Stalina". Nie.