Czy w końcu doczekaliśmy się w polskim kinie następcy Adasia Miauczyńskiego (o którym swoją drogą powstał nowy film)? Juliusz, mimo (a może właśnie dzięki temu!) neurotycznej natury, miał takie ambicje. Czy jednak się udało?
Tytułowy Julek (obserwując jego nieporadność, aż trudno nie użyć zdrobnienia) jest nauczycielem plastyki w szkole, gdzie sam jego przełożony (nie wspominając uczniów) nie traktuje go poważnie. Prywatnie mieszka z ojcem - niespełnionym artystą, podstarzałym erotomanem, a do tego alkoholikiem po dwóch zawałach. Jakby wybuchowej mieszkanki syna-neurotyka i ojca-hulaki było mało, na scenę wkracza też Ona – Dorota, lekarka weterynarii, będąca w szóstym miesiącu ciąży.
Trailer „Juliusza” sugerował głupią komedyjkę będącą zlepkiem może i zabawnych, ale trochę prostackich scenek. Sprytny sposób na zaproszenie szerszej publiczności do kin? Nawet jeśli tak jest, twórcom można to wybaczyć, bo poza tymi 4 scenkami z trailera, reszta filmu to już tragikomedia z wcale niebanalnym przesłaniem.
Nie jest to może nowy „Dzień świra” (to nie zarzut – Koterski od razu też nie nakręcił swojego opus magnum), ale poziom „Nic śmiesznego” został osiągnięty. Co ważne, sam główny bohater przechodzi tu pewną drogę i przemianę (czyli coś o czym w swoich skryptach zapomina spora część polskich scenarzystów). Na tym poziomie „Juliusz” jest obrazem o późnym dojrzewaniu i dorastaniu, czego kapitalną puentą jest finał (który aż prosi się o sequel!).
Wspaniałą pracę wykonują tu główni bohaterowie. Pomiędzy Mecwaldowskim i Anną Smołowik można wyczuć faktyczną chemię, Jan Peszek gra rolę, którą świetnie przypomina się młodym widzom, zaś wszystkiemu asystuje Rafał Rutkowski. Z postaci 2-planowych przez parę minut film kradnie Maciej Stuhr (coś czuję, że epizod z jego udziałem będzie bił rekordy na YouTube czy w sekcji memów).
Technicznie również nie ma się do czego doczepić. Nagłośnienie (co nadal bywa wadą polskich produkcji) jest bardzo dobre, a i kamerzyście pozwolono zaszaleć w jednej scenie.
Warto pójść do kina, bo może właśnie rodzi się nam nowa seria o sfrustrowanym polskim inteligencie we współczesnym świecie. A takiej okazji nie wypada odpuścić.
Proszę, nie obrażaj filmów Koterskiego takimi porównaniami. "Juliusz" to żenująca próba stworzenia komedii romantycznej wzbogaconej o elementy dramatu, więc siłą rzeczy wyszła jedna wielka kupa. Jak zwykle zajawka lepsza niż sama produkcja.
Kompletnie się nie zgadzam. Wręcz trailer mnie odrzucił i nawet miałem tego całego filmu nie oglądać. I wiele bym stracił.
kto z Was pamięta czy ten człowiek poruszający się na wózku inwalidzkim, w którego wcielił się Wojciech Żołądkiewicz pojawia się tylko na początku filmu w scenie w parku kiedy kradnie telefon Juliusza czy jest widoczny w całym filmie?