Cała fabuła jest zbudowana na toksycznym eskapizmie Spencera. Bo czym jest ponowne wejście do Jumanji jak nie desperacką próbą ucieczki od trudów i szarości życia?
Spencer znów chciał zostać Bravestone'm, toksycznym wzorcem, który defacto wciągnął go ponownie w zabójczą rozgrywkę. Jak to właśnie Spencer określił; czuł się może "wszystko". Ilu ludzi właśnie z podobnego powodu ucieka do wirtualnej rozgrywki, która nierzadko uzależnia swoimi sprytnie rozpisanymi mechanikami? Ostatecznie przyjaciele pomagają mu się z tego wydostać, co nosi ślady pewnej "terapii" w grupie najbliższych osób.
Także postacie dziadka Eddiego i Milo mają coś do powiedzenia. Jeden jest pracoholikiem bez zainteresowań a drugi poza pracą chciał się jakoś realizować, nie mógł się w pełni temu oddać mając wciąż zobowiązania zawodowe. Ostatecznie ich to poróżniło bo na emeryturze zbyt dużo czasu wolnego dla pracoholika było zbyt wielkim obciążeniem psychicznym co rzutowało na jego zgorzkniałą/rozczarowaną życiem osobowość.
Ostatecznie podobał mi się humor bo z mojego doświadczenia to dość autentyczne reakcje na koncepcje gry komputerowej i jej mechanik.