Bardzo lubię kino skandynawskie i tego filmu wyczekiwałam z niecierpliwością. Niestety spodziewając sie czarnego absurdalnego humoru gorzko się rozczarowałam. Owszem było kilka zabawnych momentów, dobre zdjecia i gra aktorska. Jedyne co zawiodło to chyba brak budowania odpowiedniego klimatu. Atmosfera nowoczesnego i bezkonfliktowego, pozbawionego smaku społeczeństwa udała się Jensowi Lienowi pierwszorzędnie. Muzyka pojawiajaca się niezwykle rzadko trochę dodawała charakteru czy realności filmowi. Scena w metrze wywiera niesamowite wrażenie. Jednak ja mam ale...Film powinnien być jeszcze krótszy ponieważ momentami ciagnie się niemiłosiernie nudno. Beznadziejne zakończenie. Skoro udało im się przebic do świata pełnego dźwięków i smaków dlaczego nie skonfrontowano ze sobą mieszkańców obu swiatów. Można by tego dokonać bez słów za pomocą wymiany samych ich spojrzeń. Lien ma problem podobnie jak w Johnnym Vangu z opowiadaniem historii. Niby wpada na ciekawy pomysł ale gubi sie w pewnym momencie jakby nie wiedział jak dalej poprowadzic historię. Tu popełnia ten sam błąd. Po wyjściu z kina czułam pustkę, jakby ten film nie miał w ogóle smaku. Po prostu nic nie czułam. Jeśli porównać moją pustkę z życiem mieszkańców idealnego miasta bo film uznałabym za rewelacyjny. Niestety uważam go za tylko dobry. Nie ma w nim tego czegoś co w "Pieśni z drugiego piętra".