Pierwsze skojarzenia w filmie od razu przyniosły mi na myśl
wielki radiowy hicior ''Kiedy spotkamy się na zakręcie'' i
zagościł na mej twarzy lekki uśmiech przypominający bardziej
szydę :) Absolutnie nie mam zamiaru obrażać tu wielbicieli
tego utworu. Ale scen za zakrętem autostrady DeSiertos De
Sols Leons, na 31 kilometrze było dosyć sporo. A ogarnął
mnie jeszcze większy śmiech gdy ujrzałem ową autostradę.
Jak widać u nas wcale nie jest tak źle z tymi powstałymi i
nowo budowanymi tak prawdę mówiąc. W porównaniu do tej
Meksykańskiej.. hehe. Ale zmienię może już temat, bo
scenariusz filmu, do tych zabawnych raczej nie należy.
Co najważniejsze, ale i też przykre, ''KM 31'' jest dosyć
oryginalnym horrorem, mającym spory potencjał na
rozwinięcie lepszej fabuły. Mówię lepszej, bo ta w pełnie nie
została dobrze do końca wykorzystana. Twórcy po prostu
niepotrzebnie przekombinowali z tą opowieścią, dodając
jeszcze, że jest autentyczna. Czyli tradycyjnie, pomysł był, a
przecież o taki dziś niełatwo w kinie, ale zmarnowany bardziej
niż w połowie. Trochę zbyt nachalnie naciągnięto relacje
świata zmarłych z żywymi. Pozbawiło to filmu, prawdziwego
napięcia, a stworzyło małą ''groteskę''. Nie powiem, bo kilka
razy (dosłownie kilka), ''zawiesiłem się'' podczas takich scen
jak ta przy studzience kanalizacyjnej, czy kolejna, tuż po
zabiciu kobiety przez naszą trójkę, gdzie kamera kręci się
wokół całego zdarzenia, albo ta w tunelu, gdzie oświetlenie,
niebieska barwa i mrugające lampy, tworzą niezły klimat.
Może jeszcze po trochu scena z tonącym Omarem. Reszta już
bardziej standardowa, w większości widziana już kiedyś,
gdzieś, przeze mnie, w podobnych formach. Dałbym i wyższą
ocenę, ale finisz niestety do mnie nie przemawia i zaniża ją o
punkt. Do tego dochodzi zbyt długie przeciąganie pewnych
fragmentów, sporo dialogów (chociaż nie powinno mi to
przeszkadzać) oraz ledwo zauważalne napięcie. Lubię jak jest
dużo myślenia, kminienia przez bohaterów, ale musi iść to w
parze z klimatem, natężeniem i odrobiną sensu. Aktorstwo
stoi tu na przeciętnym poziomie. Efekty specjalne nie należą
do najlepszych i były słabe. Finałowe, są tego najlepszym
dowodem... niestety.
Żeby nie było za to, małym, ale zawsze plusem, jest dźwięk i
muzyka. Może trochę taka ukryta, lecz momentami budząca
niepokój.
Ogólnie całość ujdzie, ale aż żal ogarnia, bo można było
zrobić z tego, kawał, wyjątkowego, klimatycznego horroru,
którego dziś ze świecą trzeba szukać. A przecież Hiszpanie już
nieraz udowodnili, że potrafią tego dokonać. Tym razem
zasłużyli u mnie tylko na 4/10. No cóż. pozostał tylko niedosyt.
Pozdrawiam