Ekipa filmu nie wysiliła się specjalnie i zrobiła film dokładnie według tego samego schematu – wieczór kawalerski, niespodziewane narkotyki, pobudka z poalkoholową amnezją, poszukiwania zaginionego imprezowicza, happy end
No i jeszcze kilka innych schematów było. M.in. tak jak i w jedynce, okazuje się, że już znaleźli swojego kumpla, ale jednak nie - to ktoś inny. No i też poznali kilku gości z którymi jak się okazuje, mają na pieńku. Później muszą stoczyć z nimi jeszcze jedna konfrontacje, którą wygrywają. Ogólnie nie chce mi się pisać, bo to wszystko jest to samo co w części pierwszej, aż nie chce mi się myśleć co będzie w części trzeciej. Dziwie się Cooperowi, że zechciał wystąpić w takim gównie.
Postać Alana jest mega wkurzająca. Zrobili z niego takiego kretyna, że aż żal oglądać.