Cóż, zdecydowanie to nie było to, czego oczekiwałam…
W drugiej części „kac Vegas” spotykamy starych przyjaciół z poprzedniej imprezy. I wiadomość – Stu- neurotyczny dentysta – się żeni z porażająco piękną Azjatką.
Jest jeden problem – przyszły teść serdecznie Stu nienawidzi. Aby jednak tradycji stało się za dość, ślub odbędzie się w Tajlandii…
Nasi przyjaciele wyruszają w podróż, myśląc już o wieczorze kawalerskim.
Ale spokojnie, Stu nie chce aby znowu coś poszło nie tak, więc spotykają się na subtelnym, męskim piwku..
Na drugi dzień budzą się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo jak i nie pamiętają NIC!
Zgubili brata przyszłej panny młodej, w dzbanku po lodzie znajdują palec, a po mieszkaniu (w którym panuję nie do opisania- chaos) lata mała małpka!
Ale to dopiero początek..
Nie będę zdradzać większej ilości fabuły..
Jednak, tak jak mówiłam na wstępnie, oczekiwania miałam zupełnie inne..
Oczekiwałam wymuszonych żartów, nieporadnej kontynuacji jedynki z barwnymi (co prawda to prawda) postaciami (i przystojnym Bradley’em Cooper’em). Jednak zostałam zaskoczona w sposób tak pozytywny, że aż wbija mnie w fotel.
Gra aktorska-jak zwykle- na bardzo wysokim poziomie. Oczywiście jest parę przerysowanych i wymuszonych scen, ale w tak subtelnej formie, że tylko na plus.
Piękne widoki, gorące imprezy i jak zwykle, potężny kac!
Film, o dziwo, zaskoczył mnie bardziej niż pierwsza część. I zdecydowanie bardziej rozśmieszył.
Ktoś kto lubi prymitywny humor i ostre balangi będzie się bawił przednio..
Oczywiście, miłośnicy „ambitnego kina” tez jak najbardziej powinni się do kna na ten film wybrać.
Może tylko po to by wyłączyć mózg, położyć go w fotelu obok i po prostu…dobrze się bawić!