"Kain i Mabel" to jeden z filmów zapomnianych Złotej Ery Hollywood. Dość nietypowy film z udziałem Clarka Gable'a i Marion Davies, starający się łączyć w sobie komedię, musical i romans.
Przede wszystkim film jest moim zdaniem udany, tzn. nie można powiedzieć, że jest to film zły - oczywiście nie jest to nic pokroju "Ich Nocy" albo "Drapieżnego Maleństwa", ale jako lekka komedia hollywoodzka z przymrużeniem oka daje radę.
Aktorstwo - jak dla mnie pierwsza klasa. Na pierwszy plan wybija się o dziwo doskonała obsada drugoplanowa, a dopiero później duet Davies-Gable. Ten ostatni jednak wydaje mi się wciśnięty do filmu na siłę - średnio pasuje do roli, widać, że Królowi Hollywood momentami nie chce się grać, chociaż Clark to Clark i nie można powiedzieć, aby kiedykolwiek zawiódł.
Sekwencje muzyczne są nieco przesiąknięte i wyrwane jakby z innego gatunku, co może niektórych irytować.
Jest to też film absurdalny, traktujący fabułę bardzo umownie. Trudniej znaleźć w kinie Hollywood z tych lat bardziej naciągany wątek romantyczny.
Mimo to film oceniam pozytywnie, jako nieco zapomnianą, przykurzoną "perełkę" z kilkoma mankamentami. Głównie poprzez świetne teksty, dobrą obsadę oraz ciekawy koncept fabularny (choć wykonanie pozostaje już gorsze).
Coś między 6,5 a 7/10. Pokusiłem się jednak o siódemkę.
Czy warto? Warto. Ale nie jest to film do zapamiętania na długo.