Gliński jest (był i będzie) cienki. Ekranizacja "Kamieni..." nosi wszelkie znamiona bryku dla gimnazjalistów. Nieznośne, bo nie na miejscu, są rockowe frazy. Kardynalny błąd - nie tłumaczone rozmowy po niemiecku (a może niemiecki za Tuska jest w Polsce drugim urzędowym językiem?). W sumie - zabawa w film, spaprana i poprawiana historia. Blisko dna.