Wieść gminna niesie, że Tarantino wzorował się na tym filmie tworząc swój kinowy debiut. Po trosze to widać, lecz "Wściekłe psy" to jedynie kilka procent "Kansas City Confidential". Niemniej wskazówka by sprawdzić dzieło Phila Karlsona okazała się pomocna. Stworzył bowiem bardzo oryginalne noir.
Tajemniczy przestępca zbiera bandę miejscowych szumowin, z ich pomocą planuje wielki napad. Jednak by upewnić się, że nikt nikogo nie wsypie, podczas organizacji przedsięwzięcia i po udanym rabunku, każe nosić bohaterom maski. Zamysł doskonały, a jednak pojawia się problem. W wyniku pomyłki zostaje niesłusznie oskarżony kierowca z pobliskiej kwiaciarni. By oczyścić się z podejrzeń, wyrusza tropem rabusiów.
Na papierze wygląda to genialnie. Jednak w praktyce, aż roi się od błędów logicznych. Babole nie przeszkadzają temu filmowi w byciu świetną rozrywką, lecz także czynią seans ciut mniej satysfakcjonujący. Jest to powód przez który "Kansas City Confidential" nie określa się dziś klasykiem, którym mógł być, bo poza scenariuszem wszystko jest tu na swoim miejscu.
Na drugim planie błyszczą przyszłe gwiazdy spaghetti westernów, a na pierwszym John Payne spisuje się nawet lepiej. Napięcie nie opuszcza nas na krok. Finał jest świetnie rozegranym pojedynkiem, między czwórką głównych bohaterów. Nie podoba mi się tylko, iż zrezygnowano z smutnej puenty na korzyść happy endu. Cóż począć, Kodeks Haysa zrobił swoje.
Polecam.