Jeden z bardziej pogrzanych filmów Godarda. Nakręcony całkowicie amatorsko obraz pełen błota, biedy i wszelkiego brudu. Brzydki obraz. Oparta na absurdzie (anty)wojenna tragikomedia. Z jednej strony jeden z bardziej awangardowych jego filmów, z drugiej jeden z prostszych fabularnie (mimo swej - jak to Godard - wieloznaczności).
W malutkiej chatce (szopie własciwie) żyje sobie Cleopatra i jej trójka dzieci. Pewnego dnia przyjeżdżają karabinierzy z listem od Króla wzywającym poddanych na wojnę (nieważne z kim i o co). Obiecują wszystko czego dusza zapragnie: na wojnie można zabijać, gwałcić, podpalać, kraść - do wyboru, do koloru. Dwóch synów Kleopatry jedzie więc się zabawić.
"Zabawa" to dobre określenie, bo przedstawienie wojny przypomina tu zabawę dzieci w piaskownicy, choć "oddawaj moje grabki" zamienione zostało na kulkę w łeb. Takiej ilości trupów u Godarda jeszcze nie było. Godard bezlitośnie wyśmiewa swoich bohaterów i piętnuje głupotę wojny. Ukazuje kult przedmiotu, upadek podmiotu, szydzi ze sztuki jarmarcznej i ślepego patriotyzmu. Kolejne absurdalne obrazy skontrastował zaś ze zdjęciami i filmami archiwalnymi przedstawiającymi zniszczone miasta i stosy martwych ciał. Jak zwykle też ostra ironia miesza się z poezją, tutaj na temat życia i śmierci, ciała i duszy.
Jedyne co przeszkadza - w życiu nie spodziewałem się, że napisze to o Godardzie - to zbyt pospieszna realizacja i wyjątkowo niedbały montaż. Godard wręcz przesadził z surowością swojego filmu, bardzo w oczy rzuca się też niski budżet. Mimo to, jest to film naprawdę dobry i warty zobaczenia, choć nie da się ukryć, że mogł być lepszy niż jest (po pierwszych 30 minutach sądziłem, że to film na 9).
7/10