W tamtym okresie chodziło się na ten film często, bo inny był schemat dystrybucji w kinach. Ciekawa historia. Mistrz karate, jego przyjaciel i dziewczyna w konfrontacji z grupką drobnych przestępców z charyzmatycznym przywódcą. Nieszczęście wisi w powietrzu, bo nikt nie chce się cofnąć za ostatnią linię. Główny bandzior z romantycznymi elementami w duszy potrafi być nawet opiekuńczy wobec stryja który go przecież wychował, ale w grupie nie reaguje na świństwo kumpli wobec niego. Karateka zaś nie może stosować siły poza dojo, bo inaczej przestałby byś sportowcem i filozofem. Przegrywają wszyscy. Mistrz łamie się zadając cios i to ku swojemu zdumieniu od tyłu, a jego los jest bonusem dla przyjaciela który dziedziczy najpiękniejszą z pięknych. A wszystko dzieje się w zapyziałej dziurze jakich wiele przetrwało w naszej pamięci. Boli mmnie ten obraz.
Wybacz,że tak dopytuję, ale zaciekawiło mnie jedno z ostatnich zdań, które napisałeś,że "jego los jest bonusem dla przyjaciela który dziedziczy najpiękniejszą z pięknych". Masz na myśli że jego przyjaciel potem był z jego dziewczyną?
Początek filmu o tym właśnie jest. Dziewczyna budzi się z koszmaru, a uspokaja ją kolega. Potem chyba cofamy się w czasie i dowiadujemy się jak to jest że oni są razem.
Nie pamiętam już, a wczoraj nie oglądałem od początku, ale możliwe, że jest tak jak mówisz.
Pamiętam też jedną z recenzji, która wskazywała na taki przebieg akcji. Ze szczególnym wskazaniem na negatywną, wręcz prowokacyjną postawę bohatera granego przez Michała Anioła. Powodowała nim zazdrość. Można go jednak trochę zrozumieć...