Film jest satyrą na komunistyczne społeczeństwa. Podobnie jak Sexmisja i wiele innych. Cenzura to puszcza, bo system upada, jest 88 rok. To był czas, kiedy wbrew pozorom można było robić filmy odnoszące się do rzeczywistości. Dziś taki film musiałby robić sobie żarty z lgbt, imigrantów, polityki klimatycznej itd itp. Ale na taki film nikt nie wyłoży pieniędzy, bo to zbyt kontrowersyjne. I dlatego mamy komedie romantyczne umiejscowione w korpo świecie.
Cenzura w czasach PRL-u działała specyficznie. Były tematy zakazane (o dziwo była wśród nich krytyka JP II), ale treści satyryczne dopuszczano jako "wentyl bezpieczeństwa". W kabaretach, np. poznańskim "Tey'u", przechodziły rzeczy śmielsze, bo zasięg oddziaływania był znikomy. Ostrzej było w przypadku filmów kinowych, czy telewizyjnych z widownią idącą w miliony. Władzy bezpośrednio nie można było krytykować, ale już motyw niekompetentnego dyrektora, czy urzędnika, czasem występuje. Zupełnie bez refleksji, że nietrafione decyzje kadrowe są winą PZPR. W "Poszukiwany, poszukiwana" Jerzy Dobrowolski jest z zawodu dyrektorem, raz muzeum, raz biura projektów, bo i na tym i na tamtym się nie znał. W jednym z seriali był antypatyczny dyrektor Cebulak, dopisujący się do wniosków patentowych podwładnych, rzecz jasna dla kasy. Że nie wspomnę o Krzysztofie Kowalewskim w "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz". Widz mógł się pośmiać, przypominając sobie własnego szefa, ale poza tym nie mógł zrobić nic. Bo ludzie z partyjnej nomenklatury, o ile przestrzegali zasady "mierny, bierny, ale wierny" byli nietykalni.
No dokładnie tak. Zastanawia mnie jednak dlaczego dziś bez oficjalnego urzędu cenzury nie można zrobić humorystycznego filmu wyśmiewającego aktualny mainstream.
No tak nie do końca "Polityka" i "Kryptonim Polska" jednak się wydarzyły. Sądząc po 23% jedynek, w przypadku tego pierwszego, to dla spolaryzowanego przez sympatie i poglądy polityczne społeczeństwa brak jest możliwości wspólnej rozrywki.