Dawno nie wyszedłem z kina tak ukontentowany. Dostałem kawał świetnej rozrywki i to w mojej ulubionej wersji - pastiszu. Rewelacyjny Colin i Samuel, świetna zabawa konwencją szpiegowską, efektowne sceny akcji i to zderzenie dwóch światów - angielskich dżentelmenów ze swoją nienaganną dykcją z dresami których ledwo można zrozumieć :)
I ten motyw w kościele który wg mojej skromnej opinii będzie za jakiś czas kultowym :)
Zgadzam się. Colin świetny, Samuel trochę mniej ... całość sprawiła mi megaprzyjemność
Byłam na tym filmie w Walentynki z moim chłopakiem. Choć chciałam iść na ''50 twarzy...'' to na szczęście nie było biletów i trafiłam na ten film i nie żałuje. Film super. Najbardziej podobała mi się scena jak jechał tą żółtą bryką do tyłu po mieście i ta muza w tle, oraz końcówka z tą blondyną też fajna. Muszę jeszcze raz ten film obejrzeć. Polecam :)
mi też bardzo podobało mi się zestawienie angielskich dresów z arystokracją i konstatacja "manners maketh man".
Fajnie,że w tak zwariowanym filmie nie brak dystansu i ciekawych współczesnych obserwacji świata: problem przeludnienia, ludzie jako śmiertelny wirus, tępe uzależnienie od komórek, korupcja władzy. Poza tym piękna zabawa konwencją bondowską.
Film z polotem i po bandzie. Byłam 2 razy w kinie, szkoda tylko, że ostatnio było mało ludzi, pewnie poszli na disco-polo ... cóż.
Mam nadzieję, że film będzie kultowy.
No i genialny Colin Firth.