"Kleopatra" przenosi widza w przeszłość. I nie mówię tu o starożytnym Rzymie, lecz o historii kina. Film Bressane'a to bowiem kawał eksperymentalnego kina, którego dziś się już praktycznie nie robi. Hiperinscenizowany, sztuczny, operujący symbolami, metaforą, parabolą, będący teatrem na wielkim ekranie a zarazem formalnym eksperymentem. Tak robiło się kino w latach 70-tych i 80-tych. Jednak potem kamera wideo sprawiła, że eksperymenty filmowców poszły w zupełnie inną stronę.
Fajnie się oglądało "Kleopatrę", ale podchodziłem do niego z sentymentem za starym, dobrym undergroundem. Film jest bowiem anachroniczny i jeśli ktoś nie "czai klimatów", ten nie ma co szukać w tej opowieści o totalnej miłości fatalnej spreparowanej niczym bliskowschodnie misterium.