Niby jak zwykle świetny John Malkovich, fantastyczne tło, piękne kobiety, bajeczne kolory idealnie oddające klimat obrazów artysty, a film jakimś cudem beznadziejny.
Absolutnie się z Tobą zgadzam. Film bez "polotu". Szkoda, bo materiał dobry, ale nieumiejętnie wykorzystany.
Niestety się zgadzam. Klimt to chyba przekombinowana próba dorównania Amadeuszowi, pompatyczna i trącąca tandetą. Brak smaczków i lekkości. Gołe baby to za mało. Niewykorzystany potencjał.
Są cudowne smaczki. Jak chociażby to, że w kawiarni Klimt czyta Dantego, w którym m.in zawarta jest wizja biblijnej Lei zbierającej kwiaty. Klimt przed śmiercią wciąż mówi o kwiatach. Sama Lea natomiast jest symbolem oszustwa, pułapki, w którą wpada mężczyzna - Jakub chciał poślubić Rachelę, ale została mu jej siostra Lea. Stąd też wciąż mowa o fałszywej i prawdziwej Lei. Cudowny film, tylko trzeba się trochę wgłębić w temat, by w pełni go zrozumieć. Sama dalej poszukuję reszty inspiracji.