Film kiczowaty, nudny i bez sensu. To znaczy sens jakiś tam jest, że niby w wielkim mieście ludzie już nie żyją ze sobą, ich więzi nawet z ukochanymi są nikłe, więc życie w ogóle nie ma sensu.
Ale to wszystko ginie w całej tonie kupy - zrywanie kawalków skóry, gejowaty koleś na drewnianym tronie (myślę że autor z produkowania gejowskiego porno jeszcze nie do końca wyrósł).
Sceny straszne nie straszą (są śmieszne), sceny śmieszne nie śmieszą (są żenujące). Dialogi są jakby pisane przez dziesięciolatka, a postacie mają mneij więcej taki poziom intelektualny.
Nic w tym filmie nie ma głębszego sensu. Reżyser zrobił film który tylko on rozumie. Cała reszta to domysły i dorabianie do tego niskich lotów filmu klasy Z ideologii.
Szkoda, temat był ciekawy.