Film ten jest typowym przykładem taśmowo produkowanego "kina holocaustu", obliczonego na wywołanie wzruszenia, co z mojego punktu widzenia jest bezczelnością reżysera! Gdyby film skupiał się wyłącznie na czasach wojny, byłby znośny, natomiast sekwencje z teraźniejszości były naciągane, pretensjonalne i nudne. Całość na odległość emituje znany "hollywoodzki smrodek". Zdaje się, że twórcy filmu liczyli właśnie na amerykańską nagrodę filmową... Komu ten film może się podobać? Kto uzna fabułę za mocną, wzruszającą, a dialogi za realistyczne? Jedynie wielbicielki komedii romantycznych :(