Wreszcie coś się ruszyło w polskim kinie. Oprócz kilku produkcji (nie wliczając produkcji niekomercyjnych) ostatnio kręciło się u nas w większości filmy w stylu "Nigdy w życiu". Owszem, odniósł ten film duży sukces, jednak kolejne komedie romantyczne to takie "ściganie niedoścignionego" zachodu i zmienianie jedynie kilku linijek w scenariuszu, żeby można było nakręcić z niego kolejny film.
Na szczęście jest Machulski, na którego można zawsze liczyć. Ta nietypowa, wymagająca chociażby krzty inteligencji od odbiorcy czarna komedia z pewnością (wbrew tytułowi) nikogo nie uśpi. To połączenie humoru z odrobiną grozy umieszczone w polskiej wsi sprawi, że nikt nie będzie nudził się w ciągu tych 95-ciu minut i świecił telefonami komórkowymi po oczach w sali kinowej.
Jedyne, co może dokuczać, zwłaszcza młodemu pokoleniu, wychowanemu na amerykańskich filmach to konstrukcja akcji. Nie ma, jak zwykle nudnego początku, punktu kulminacyjnego i happyend'u. Napięcie co jakiś czas rośnie, żeby opaść i widz mógł się trochę pośmiać. Ale to tylko moja opinia, sama odniosłam takie wrażenie.
Tak czy inaczej filmowi dałabym 10/10 punktów.