Wstęp do owej recenzji nie będzie wybitnie zachęcający, ale jeśli ktoś chce się dowiedzieć, jak
moim zdaniem wypadł Harry Potter w "Kobiecie w czerni", to zapraszam do jej przeczytania.
Zaznaczę jeszcze, że abstrahuję od powieści Susan Hill, na podstawie której nakręcono film.
Zaczyna się od wielkiego BOOM! Ot tak po prostu trzy dziewczynki wyskakują z okna.
Domyślamy się, że stoi za tym jakaś tajemnicza siła. Kobieta w czerni? Ależ owszem, czemu
nie, jej tez należy się. Od tego momentu aż do niemal połowy filmu nie dzieje się zupełnie nic,
wieje nudą aż za przeproszeniem pupa boli. Prowadzenie akcji jest tak przewidywalne, że
nawet ślepiec mógłby powiedzieć, co za chwile nastąpi, bo oto mamy stare i opuszczone
domostwo, w którym, jakżeby inaczej, straszy duch, który przez zaszłości z realnego życia
terroryzuje okoliczną wieś. Nie będę spoilerował i nie napisze, w jaki sposób to robi, ale
zapewniam, że nie jest oryginalny.
Główny bohater (Daniel Radcliffe) ma za zadanie sprzedać nawiedzony dom i postanawia się
do niego na ten czas wprowadzić, gdzie stopniowo odkrywa...prawdę! Czy można więc już się
bać? Jest kilka scen, kiedy człowiek podskoczy z fotela, ale niestety większość jest powtarzalna
i zdewaluowana przez mizernie budowane napięcie. Zresztą, jak można przestraszyć się
samoistnie kołyszącego się fotela (zapewne rozbujanego przez producenta;)) albo gasnącego
światła, kiedy podobnych scen widywało się niejednokrotnie. Również Daniel Radcliffe wypadł
mało przekonująco, jako ktoś, na kim ciąży piętno straty żony podczas porodu. Jego ciągle
pogrążony w żałobie wyraz twarzy wydawał się sztuczny i wymuszony. Odniosłem wrażenie, że
strasznie męczył się w tej roli, no i w końcu oglądając go, nie mogłem pozbyć się skojarzeń z
Harrym Potterem. Harry to, Harry tamto ;). Nie chcę by źle mnie zrozumiano, nie patrzę tutaj na
jego grę aktorską i nie oceniam jej przez pryzmat postaci Harrego.
Na szczęście film posiada perę plusów (w innym przypadku nie dotrwałbym do napisów
końcowych), takich jak scenografia, gdyż fabułę filmu umiejscowiono w 19 wieku, co dodaje
trochę urozmaicenia do wtórnego przebiegu zdarzeń, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o jakieś
pozytywy. "Kobieta w czerni" znajdzie swoich odbiorców, którym spodoba się realizacja, jednak
ja, gdzieś to wszystko już widziałem.
http://krwawafantastyka.blogspot.com/