Otóż problem jest taki, że w książce była tragedia. Po kilku latach, po powrocie z Węgorzowych Moczar... żona Arthura i jej dziecko zginęli w wypadku powozu. On na to patrzył, kobieta w czerni też. Potem musiał żyć z tym ciężarem iż to przez Niego. Był to wręcz IDEALNY koniec. Mimo, że nieszczęśliwy.
A w filmie co? Spotkanie rodzinki. Oyeyeyeyeey! Brakuje jednorożców i tęczy -,-
Najpierw czytałam książkę, która bardzo mi się spodobała i postanowiłam obejrzeć film. Już od początku nie podobały mi się radykalne zmiany w fabule, a zakończenie to już masakra!
Ojciec i syn umarli, dlatego spotkali się razem. "Przenieśli się" do innego wymiaru...Kiedy ojciec wskoczył na tory, by ratować synka, stacja była pełna ludzi. Natomiast potem "nagle" opustoszała. Ci ludzie nie mogli tak po prostu zniknąć!