Może zacznę od pozytywów. Trzeba przyznać, że scenografia zrobiona jest w filmie bardzo dobrze. Jest klimat. Bardzo tajemniczy, trochę mroczny, niepokojący. Fajne zdjęcia. Sceny w pokoju dziecięcym wywoływały dreszczyk na plecach. Gra aktorska... w gruncie rzeczy oceniłabym też pozytywnie. Myślę, że główny bohater, w którego wcielił się Daniel dźwignął rolę. Po tylu latach z Harrym Potterem trudno jednak kojarzyć go z czymkolwiek innym. No niestety. Film oglądałam z chłopakiem i przyznam, że jego wtrącenia w momentach gdy pojawiała się tytułowa "Dama w czerni" typu: "No dalej, Harry! Teraz Avada Kedavra!" mnie rozbroiły :D Na pochwałę zasługuje też muzyka. No i zdjęcia. Niektóre bardzo udane.
A na minus... Przede wszystkim fatalne pociągnięcie wątku. Moim zdaniem może i pomysł na film nie był tak sromotnie zły, ale został kiepsko zrealizowany. Czy nie widzieliśmy już tego? Nawiedzony dom, w którym nikt nie chce mieszkać, bo plotka głosi, że w nim straszy. Amityville? Klątwa? Inni? Szkopuł w tym, że w każdym z tych trzech filmów ciekawy wątek doprowadzał do w miarę oryginalnego i równie ciekawego zakończenia. Co mamy w "Damie w czerni"? Odgrzewane kotlety w stylu zakończenia "Wrót do piekieł" (dalej mam z tyłu głowy beznadziejne "efekty specjalne" w stylu wpychania ŁOPATY w gardło, albo rzyganie rojem cyfrowych ós). Film choć z początku wydawał się obiecujący, wciągający, była zagadka, okazał się aż nazbyt przewidywalny i banalny. No i sztuczna krew... W każdym horrorze muszę zwrócić na to uwagę. Dziewczynka wymiotująca krwią niczym główna bohaterka "Egzorcysty" wygląda raczej jakby zaszkodziło jej spaghetti. Krew jak sos pomidorowy. Tanie. Kiepskie. I czy truchło dziecka na bagnach (!) nie powinno było się już choć trochę rozłożyć? No błagam... Chłopak wyglądał jak nowo narodzony... może trochę blady i cholernie brudny, ale tak nie wygląda ciało dziecka po wylegiwaniu się w błotnej kąpieli przez kilka miesięcy, a tym bardziej lat (było chyba powiedziane, nie zapamiętałam).
A Wy? Co uważacie za udane, a co okazało się kompletną porażką?
Patrząc na dzieło przez pryzmat gotyckiej opowieści o duchach film spełnił moje oczekiwania. To prawda, że przedstawiona fabuła jest prosta, a bohaterowie jednowymiarowi. O dziwo, nie przeszkadzało mi to podczas seansu, głównie dlatego, że film nie starał się na siłę ukazać skomplikowanej historii. Nie odczułem zatem żadnego rozdźwięku między zamysłem twórców, a dostarczonym dziełem. Ot prosta historia do oglądania na strychu podczas samotnych, d(r)eszczowych wieczorów.
Jeśli zaś chodzi o zastrzeżenia do filmu...
Po pierwsze, sekwencje "scen straszenia" wydawały mi się zdecydowanie za długie. Film był po prostu nimi przesycony. To tak jakby twórcy filmu zebrali się przy ognisku na jakiejś burzy mózgów i postanowili przelać na kadry ekranu wszystkie pomysły (skądinąd bardzo dobre) jakie tylko przyszły im do głowy. Osobiście preferuję horrory, które budują klimat bardziej subtelnie, drocząc się niejako z widzem i powoli uchylając przed nim rombek tajemnicy. Wolę pojedyncze sceny, które zapadają w pamięć niż zlepek straszenia "och', 'ach!".
Po drugie, brakowało mi w tym filmie tajemnicy. Wydaje mi się, że historia samotnego prawnika przeszukującego opasłe tomy dokumentów w starym nawiedzonym domu, aż prosi się o jakąś bardziej sherlockowską tajemnicę. W "Kobiecie w czerni" twórcy nie serwują nam takowej - wszystko bardzo szybko zostaje wyłożone jak kawa na ławę. Nie ma w filmie intelektualnego momentu "Acha!", nie ma żadnego detektywistycznego zwrotu akcji.
Po trzecie, zakończenie. Wydaje mi się, że chociaż pomysł na koniec filmu był ciekawy, to jednak został źle przeprowadzony. Moim zdaniem film zyskałby jeśli główny bohater starałby się wcześniej nawiązać kontakt ze zjawą i dojść z nią do porozumienia. Twórcy filmu powinni pozwolić widzowi myśleć, że konflikt da się załagodzić, że istnieje szansa na pojednanie. Efekt końcowy byłby wtedy bardziej kontrastowy, a przesłanie "duchy wymykają się racjonalizacji" bardziej dobitne. A tak, nagły przypływ energii i odkopywanie starych trucheł wydaje mi się dość wymuszonym zakończeniem.
Podsumowując, dobry film do obejrzenia na raz.