Doceniam znakomite zdjęcia i hipnotyczną muzykę, doceniam aktorów za przekonujące tarzanie się w piasku, ale spod tej świetnej formy wyłazi banał i - najgorsze! - coś nieprawdziwego. Jakieś popłuczyny ni to po Kafce, ni to po Beckettcie, ni to po egzystencjalistach. Być może i Japończyków i Europejczyków pół wieku temu fascynowała taka asymilacja europejskich idei. Pierwszych - że potrafią zasymilować. Drugich, że widocznie jeszcze Europa nie zginęła, póki Azjaci nas naśladują. Dziś dla mnie to jakaś niepoważna, wykoncypowana przebieranka. Kontemplowałem obrazy, ale spod nich wyłaził chłód, nuda i brak kontaktu emocjonalnego.