Film wprawił mnie w stan depresji (tak, tak, nadwrażliwa jestem, jak to baba) - bo według niego wszystkie kobiety są głupie i histeryczne, a faceci kłamliwi i wredni. A małżeństwo to najgorsza rzecz na świecie - zmienia mężów w nie wstających sprzed TV, zdradzających na prawo i lewo nudziarzy, a kobiety w płaczliwe, skoncentrowane jedynie na sprzątaniu i urządzaniu domu bezmózgi. No oczywiście - na końcu i tak się wszyscy do siebie tulą, a największy przeciwnik małżeństwa (jedyna normalna postać w całym filmie nota bene) ulega ukochanej i się z nią żeni. Dużo gwiazd, mało treści - i cały ogrom sztampowych scen i przewidywalnych rozwiązań.