Z męskiego punktu widzenia to na prawdę niezłe kino. Trochę szowinistyczne opisy i recenzja tego filmu krzywdzą go i to poważnie. Zasiadając do niego myślałem, że obejrzę film o jakichś głupiutkich kobietkach, które nie wiedzą czego chcą od życia, korzystając tylko z jego dobrodziejstw. A tymczasem jest zupełnie inaczej. Te kobiety MYŚLĄ, uwierzycie!!! Kilka z nich jest inteligentnych, część zabawna, ale wszystkie mają swoją osobowość (może prócz pani redaktor;P). Mają pewne cele, marzenia, zasady. A przy tym wszystkim bawią nas, widzów. Film bardzo dobry, trochę ironiczny, śmiały.
Dodatkowym atutem jest brak jakichkolwiek mężczyzn, bo skoro zasiadam do filmu o kobietach, to razcej nie chcę patrzeć na facetów:)
Pokazanie płci przeciwnej z dobrej strony, tak zakończę wyraz mojej opiniii o tym filmie.
Ah, gdyby wszystkie były takie jak Mary.... ah, rozmarzyłem się....
fajnie, twój post przekonał mnie do obejrzenia tego filmu, wypożyczę i obejrzę wieczorkiem z żoną :)
sorry, że tak piszę post po poście, ale właśnie go obejrzałem i nie zgodzę się z jedną kwestią:
otóż w filmie jest facet, jeden jedyny, ten upragniony, na końcu, wiesz o którego mi chodzi, nie będę spojlerował, jednak rzeczywiście obserwowałem często tło wydarzeń i nie zauważyłem grama faceta, prócz kelnerów, ale pokazywano ich od szyi w dół :)
No tak, był jeden facet, z tym się musze zgodzić.
Jednak bardziej mnie interesuje czy Ciebie tak samo jak i mnie ten film zauroczył, czy raczej wręcz przeciwnie. Napisałeś, że obejrzysz go z żoną, więc może odniesiesz się też do jej opinii. Chciałbym po prostu wiedzieć, bo zastanawia mnie czy wszyscy tak źle oceniają ten film, a jeśli tak, to czemu tak jest...
nie wiem czemu tak oceniają, być może ludzie już na tyle przyzwyczaili się do oklepanych, schematycznych komedii romantycznych, iż oczekiwali czegoś zupełnie innego. Mnie się ten film podobał, bardzo fajnie zarysowane charaktery, różne osobowości, od romantycznych po twarde laski, ogromnym, według mnie, atutem tego filmu jest właśnie brak jakiegokolwiek faceta (prócz bobasa :).
Jesteśmy przyzwyczajeni do naszych rodzimych produkcji komediowych, które (poza nielicznymi wyjątkami) są specyficzną mieszanką kiczu, taniego chwytu i próbą naśladownictwa kina zza oceanu. Poza tym nie zapominajmy, że na plakatach kinowych polski dystrybutor bezmyślnie umieścił slogan, jakoby "The Women" było amerykańską odpowiedzią na "Lejdis" (szlag mnie trafił gdy zobaczyłem tę bezczelność).
No i stało się - do kina poszli ludzie spragnieni prostego filmu, na którym nie tyle trzeba myśleć, ile wyławiać niezłe teksty, aby nimi potem błysnąć na imprezie. A tu rozczarowanie - historia toczy się niespiesznie a bohaterki nie robią z siebie kretynek-nimfomanek.
Ten film jest dla mnie łagodniejszą wersją "Przyjaciół z kasą" z 2006 roku. Dość zgrabnie dotyka kilku ważnych kwestii jak miłość, przyjaźń, kariera czy rodzicielstwo, ale nie zapomina, że jest komedią obyczajową, więc sporo w nim lekkości i finezji. Jest bardzo dobrze zagrany (może poza Evą Mendes, która mimo, że piękna jest mało przekonująca). Generalnie: przyjemna rozrywka na niedzielne popołudnie. Nie rzucił mnie na kolana ale zapewnił sporo przyjemności z oglądania.
Z czystym sumieniem daję 7/10.
No, akurat tego plakatowego sloganu nie zauważyłem, aczkolwiek zgodzę się z tobą, że może to być jednym z powodów tak niskiej oceny.
Mnie tylko tknęło to, że w innych gatunkach film potrafi wyjść obronną ręką. Chodzi mi o to, że widz jest generalnie podzielony na tych co lubią papkę i tych którzy szukają walorów artystycznych. Kiedy powstaje film łączący te dwa światy, ludzie zaczynają narzekać, że to źle, ta zagrała źle, tandeta i kicz, czy wręcz z czyjejś strony arcydzieło. Jeśli jest to sci-fi, czy sensacja, film się obroni, bo przypadnie do gustu ogółowi. Natomiast w przypadku komedii romantycznych, wydaje mi się, iż tu ta mieszanka ludzi jakby przerasta: albo liczą na coś z klasą, romans kostiumowy lub coś podobnego, bądź na głupawą komedyjkę z przymrużeniem oka.
Na ten film trzeba niestety spojrzeć z innej perspektywy i nastawić się na nieco innego rodzaju rozrywkę, w innym razie publika się rozczaruje (do czego jak mówisz przyczynił się też palec dystrybutora).
taka moja mała dygresja :)
Ja bym przede wszystkim zaryzykował i zamiast "komedia romantyczna" napisałbym "komedia obyczajowa". Bo to przecież strasznie dezorientuje młodzież: leci taka galopem na film, który pewnie ocieka lukrem miłości i romantycznych scenek, a tu co?
Same baby!!!
;)