Przygotowałam się na kawałek dobrego kina, pasjonującą historię... i się zawiodłam, bo
film wyszedł jakiś taki... niemrawy. Henryka ukazano jako kapryśnego misia, z Marii zrobiono
siostrę miłosierdzia, jedynie Anna jako tako im wyszła (nawiasem Portman jako jedyna z
głównych bohaterów trochę się przyłożyła do swej roli).
Do "Anny tysiąca dni" i innych produkcji traktujących o Tudorach nawet nie ma co
porównywać.
co racja to racja. W porównaniu z "Elizabeth" Shekhara Kapura wychodzi z "Kochanic" romans kostiumowy osadzony w XVI wiecznej Anglii. A Natalie Portman rewelacyjna jak zwykle.