Kochanice króla

The Other Boleyn Girl
2008
7,1 107 tys. ocen
7,1 10 1 106954
5,7 22 krytyków
Kochanice króla
powrót do forum filmu Kochanice króla

Książkę Philippy Gregory "Kochanice króla" zakupiłam miesiąc temu i po przeczytaniu - zakochałam się w niej. Oczywiście, autorka przekręciła pewne fakty historyczne, bazą powieści są wątki miłosne, a nie polityka Anglii - mimo wszystko, lektura ta to moim zdaniem pierwszorzędna rozrywka. Niestety, o filmie (obejrzanym wczoraj) nie mogę powiedzieć tego samego.
Wiadomo, że nie jest łatwo ukazać w dwie godziny historię życia uczuciowego Henryka VIII - człowieka, jakby nie patrzeć, intrygującego - ale reżyser i scenarzysta powinni lepiej przemyśleć konstrukcję fabularną i charakter co niektórych postaci.
Od razu uprzedzam - nie jestem historykiem, moja wiedza o Anglii za czasów Tudorów jest dosyć skromna. Opieram się tutaj o książkę P.G, która, mimo pewnych błędów i wypaczeń, w większości wiernie oddaje społeczność tamtejszego dworu.
Przede wszystkim, duet Chadwick&Morgan powinien dostać cięgi za ukazanie Henryka jako seksualnego maniaka i gwałciciela. Owszem, król był znanym kobieciarzem (czego niezbitym dowodem jest posiadanie 6 żon), ale mimo wszystko...Scena z Anną jest wyjątkowo niesmaczna i w dodatku nieprawdziwa - władca naprawdę okazywał niezwykłą cierpliwość, jeśli chodziło o Boleynównę (czekał na nią ponad pięć lat!).
Secundo: wątek Katarzyny, będący jednym z najważniejszych w powieści, tu jest niemalże nieporuszony. Ot, ledwo się pojawia na ekranie, już z niego znika - podczas gdy to właśnie ona była tym, co nie pozwalało Annie przez długi czas odnieść ostatecznego triumfu i zasiąść na tronie.
Sama relacja między siostrami została uproszczona do niemożliwości - na ekranie obserwujemy jedynie jeden większy zgrzyt między rodzeństwem, oprócz tego pełna sielanka. A przecież w przypadku Anny i Marii miłosć mieszała się z nienawiścią, chęć niesienia wsparcia z przemożnym pragnieniem ujrzenia, jak rywalce podwija się noga...Książka pięknie pokazuje, że będąc swoimi bratnimi duszami, były zarazem największymi wrogami. Tutaj tego nie ma. Sama Anna zresztą to niemal anioł (poza jedną sytuacją) - aż się człowiekowi przykro robi, kiedy przychodzi do ścięcia. Gdzie jest prawdziwa Boleyn Girl - chorobliwie ambitna, rozflirtowana, usuwająca z zimną krwią każdego, kto jej stanie na drodze?
Zresztą, to nie jedyna osoba z rodu Howardów, która została potraktowana po macoszemu - Elżbieta to istna matka Polka, nieustannie troszcząca się o swoje dzieci, mało przypominająca prawdziwą Elżbietę Boleyn - kobietę,którą niezbyt obchodziła kondycja psychiczna sióstr w najtrudniejszym dla nich okresie. Chociaż i tak najbardziej poszkodowany jest tu Jerzy - za sprawą scenarzysty z bystrego, przystojnego, uroczego młodzieńca przeistoczył się w - z całym szacunkiem - przygłupa. Jane Parker zresztą też nie przypomina siebie - płacze, jęczy i wzdycha, zamiast puszczać w obieg złośliwe plotki i psuć krew innym ludziom.
Pomijając bohaterów, cała historia jest zwyczajnie nierówna. Niby wiemy, co z czego wynika, ale razi brak jakiejś spójności, wyraźnie zaznaczonego wątku. Jest królowa, później kochanica, później druga królowa...Brak w tym emocji, czegoś, co mocno szarpnęłoby widzem. Brak ukazania stopniowego(!) upadku Anny, która przecież nie straciła względów z dnia na dzień - na horyzoncie pojawiła się młodsza, spokojniejsza, Anna zaczęła irytować Henryka swym brakiem pokory...W książce wszystko zatacza koło - Boleynówna zostaje pobita tą samą bronią, którą pokonała Katarzynę - tu zaś mamy Henryka-furiata, który ścina żonę już przy pierwszym wybuchu złości...
Wątek życia Marii po byciu królewską kochanicą zostaje pominięty - gdybym nie znała książki, zaczęłabym się poważnie zastanawiać, skąd się wziął ten cały Stafford i co, do jasnej anielki, zrobiono z byłym mężem Marii...
Podsumowując: jeśli macie wybór, z całego serca polecam książkę. Film to zaledwie ułamek tego, co oferuje powieść.
Ps. I czy ktoś może mi wyjaśnić, dlaczego siostry wiecznie łażą z rozpuszczonymi włosami (względnie uczesane w koka), skoro w tamtych czasach ukazanie się publicznie bez kornetu wywoływało powszechne zgorszenie?