obiektywnie dałabym Kochanicom 6, może 7 na 10, spore było odejście od faktów (tak wiem, to ekranizacja ;)), spore też było shollywoodzenie filmu. ale z drugiej strony Kochanice są tak sprawnie zrealizowane, tak przyjemnie się je ogląda, że aż szkoda zachowywać obiektywność, stąd ocena 8/10 ;) może lekko ją zawyżam, bo ostatnio trafiałam raczej na filmy, które zostawiały we mnie mniejszy lub większy niedosyt, a dopiero ten uznałam za taki, w którym każdy element jest na swoim miejscu.

wracając do samego filmu- świetna gra aktorska i przedstawienie postaci - przekonująca Scarlett, rewelacyjna Kirstin Scott Thomas, która choć robiła drugi plan, to chyba najbardziej mnie kupiła z całej obsady, Torrent jako ociekająca godnością Katarzyna Aragońska, ambitny, bezwzględny wuj, zaślepiony rządzą splendoru ojciec - wszystkie postaci mocno na plus.
nieco mnie mnie przekonała Natalie, ale to chyba kwestia lekko przesadzonej postaci, jej motywy były aż nazbyt oczywiste, żeby tak zamydlić Henryka. a sam Henryk... ot, taki władczy samiec :)