historia Henryka VIII (nie tylko prywatna) ma w sobie potencjał, którego tu nie wykorzystano. Mogło być duuużo lepiej.
Eeech, spodziewałam się szekspirowskiego nastroju, napięć.
A wyszło romansidło - uładzone, przekłamane, beznadziejnie grzeczne.
A reżyseria - sztampa, ograne sztuczki. Muzyka drętwa, mogłaby być do jakiegokolwiek filmu. Smutek i żal.
Nie widziałam jeszcze filmu, bo chciałam wcześniej przeczytać książkę, dlatego nie wiem jak historia Henryka VIII została pokazana w filmie, ale w książce stanowi ona tło. Główną postacią jest Maria Boleyn. Książka jest takim romansidłem dziejącym się za panowania Henryka VIII, dobrze się ją czyta, ale nie jest to książka historyczna. Podejrzewam, że właśnie dlatego w filmie Henryk VIII nie jest najważniejszą postacią.
Ano, widzisz.
Zatem romansidło w dłoń, herbatkę w drugą - a potem ewentualna weryfikacja. Chociaż jakiś i tak ten film, jak mawia moja mama - bezjajeczny ;)
Z drugiej strony zawsze zastanawiam się, jak wiele dobrych książek znokautowali "twórcy" kinowi. Zazwyczaj najpierw czytam, a potem oglądam - i psioczę.