Uwazam ze tworcy filmu poszli w zlym kierunku. Fabula do pewnego momentu byla bardzo zajmujaca i niekonwencjonalna, ale niestety zwyciezyl happy end. Do tego dochodzi wiele, wiele niescislosci. Generalnie ciezko oczekiwac realizmu od takiego filmu, ale jakies rece czy nogi to wszystko powinno miec. Reszta bez zarzutow. 6/10
SPOILER!!!
Też sądzę, że film nie wykorzystał w pełni swojego potencjału, można było znacznie więcej wycisnąć z tego nieoryginalnego, acz całkiem fajnego pomysłu. Za logikę i naukową weryfikowalność dałbym mu 5-6/10, ale za moje emocje w trakcie oglądania i ogólną wartość rozrywkową dałem 8. To po prostu film, który ma więcej serca, niż rozumu, co nie znaczy, że jest nieudany.
Wcale jednak nie myślę, że skończył się happy endem - to była tylko taka dość smutna namiastka szczęśliwego zakończenia. Zrobiło mi się naprawdę przykro, kiedy w finale zobaczyłem co zostało z bohaterskiego kapitana. A już zdążyłem pomyśleć, że nie jest tak źle, może jeszcze z tego wyjdzie... Ale nic z tego. Poza tym było mi szkoda, że tak naprawdę absolutnie nikt się nie uratował z katastrofy - z wyjątkiem zamachowca oczywiście. Przez pewien czas, bliżej początku filmu, miałem nadzieję, że jest szansa na ocalenie wszystkich (zwłaszcza tej uroczej Christiny). Ale z tego też nic nie wyszło - co się stało, to się nie odstanie. Tak naprawdę to zakończenie jest dla mnie niemal tragiczne.
I cały czas istnieje dla mnie możliwość innej interpretacji tego filmu. Mianowicie uważam, że CAŁA ta historia mogła mieć miejsce jedynie w głowie umierającego bohatera, od początku do końca. Na przykład, w momencie śmierci mógł mieć to poczucie, że nie spełnił swojego zadania na froncie, nie ratując tylu ludzi, ile się da (coś mówiono o tym, że jego "specjalnością" było ratowanie ludzi właśnie). Dlatego też wyobraził sobie całą tę aferę (z naukowego punktu widzenia, przyznajmy szczerze, dość niedorzeczną - trochę jak naiwna heroiczna fantazja) z bombą w pociągu i swoim udziałem w eksperymencie. W ten sposób umierając miał wrażenie dokonywania niezwykłego czynu, wręcz nieludzkiego aktu bohaterstwa. Czegoś w stylu: "Jestem tak dobry w ratowaniu ludzi, że nawet zgon mnie nie powstrzyma! Choćbym dwadzieścia razy umierał." Tak, no wiecie, ku pokrzepieniu własnego zamierającego serca, bo w ten sposób jego śmierć nie poszła na marne. Przynajmniej w jego umyśle. Dlatego, jak wynika z samiutkiego zakończenia, tak bardzo mu zależało na tym, żeby usłyszeć tuż przed śmiercią takie zwykłe, ciepłe ludzkie słowa: "Wszystko będzie dobrze." Nawet jeśli to nieprawda.