Szkoda, bo można było z tego wycisnąć więcej, bardziej dbając o detale i sens opowiadanej historii. Ale potem film zawaliło kilka następujących po sobie bzdurnych wątków.
SPOILER
Rosyjskie Gestapo z powodu kaprysu jednego z miejscowych oligarchów wrabia obywatela UE i przy tym szantażuje obywatelkę francuską. Francuz trafia do więzienia typowo azjatyckiego.
Ochrona dla obywatela ze strony placówki dyplomatycznej zerowa, a ambasador zastanawia się, czy wrabiany Francuz nie jest przypadkiem francuskim zakamuflowanym agentem, jakby w kryzysowej sytuacji nie mógł tego zweryfikować.
Dyplomata ma dowody na to, że Francuz jest wrabiany, "dowody" przez rosyjskie Gestapo zostały spreparowane i nawet szantażowana Francuzka, po dotarciu do Francji, wycofuje swoje oskarżenia i wydaje odpowiednie oświadczenie. Pomimo tego ambasador Francji obywatelowi Francji proponuje by ten potulnie umarł w azjatyckim więzieniu, po uprzednich przepisowych torturach, poniżeniach, biciu i gwałtach. Bo dlaczego nie?
Potem jest jeszcze dziwniej. Obywatel Francji przebywa w ambasadzie, którą opuszcza, ot tak, jakby ambasada Francji w Moskwie to była taka kamienica czynszowa z kilkoma bramami na domofon. Ambasada, odpowiedzialna za jego bezpieczeństwo, też w żaden sposób go nie pilnuje.
Potem obywatel UE biega po mieście, trzymając się za rękę z dziewczyną, której teść pracuje w rosyjskim Gestapo. Choć dziewczyna cały czas ma włączony telefon, to rosyjskie służby nie próbują namierzać jego lokalizacji. Inny agent Gestapo podejrzewał dziewczynę o to, że pomagała Francuzowi, ale nie analizuje wykazu połączeń z jej telefonu i do. Skoro w Średniowieczu tego nie robiono, to dlaczego ktoś ma to robić w XXI wieku na Syberii?
Potem to już jest odjazd i nie chodzi o odjazd w stronę granicy z UE.
Francuz biega po lesie, po bagnach, ale dość szybko jest namierzony przez głównego tropiciela z plemienia Szoszonów, który opierał się nie tylko na śladach stóp, zerwanej korze z drzew, ale też na zapachu ściganego, bo wiadomo, że najlepsi tropiciele Szoszonów mają węch lepszy od wilków. Co zabawne, w zorganizowanej akcji pościgowej nie biorą udziału psy tropiące, bo w sumie po co, skoro są Szoszoni.
W pojedynku jeden na jeden Francuz, który brał zwolnienia z WF-u, pokonuje wyszkolonego Szoszona. Mimo, że Szoszon stał na czele grupy pościgowej, akurat w momencie ich konfrontacji był w lesie zupełnie, ale to zupełnie sam. Mimo że był uzbrojony w pistolet, chyba, zwyczajem Szoszonów, wybrał tomahawk by zdjąć skalp z głowy ściganego. Tak to wyglądało. Ale przegrał, więc powędrował do Krainy Wiecznych Łowów ośmieszony.
W finale dostajemy jakże dramatyczną scenę, gdy grupa pościgowa już dogania Francuza, ale...ale... ale to już Estonia. Sorki, złole, może w następnym filmie wam się uda.
Filmu nie oglądałem mając chyba słuszne obawy co do jakości tej europejskiej produkcji, ale przynajmniej przeczytałem zabawny spoiler.
Bardzo trafnie. Dodałbym od siebie bzdurne wątki biednego uciskanego Francuza, który organizuje gejowski balet na Syberii i dziwi się, że miejscowi niespecjalnie się tym zachwycają. Zaiste, świetne wyczucie i pełen szacunek dla lokalnej kultury i światopoglądu. Słowem, przykład typowo francuskiej arogancji. A potem rosyjska pomagierka wylewnie zwierza się z miłości do męża, ale nie przeszkadza jej to dupczyć się z głównym bohaterem (jakże tęskniącym do swojego życia rodzinnego) w przypadkowym miejscu. Przy akompaniamencie romantycznej muzyczki okraszającej żenującą scenę spółkowania. To zapewne celem podkreślenia wyższości wspaniałych wartości Zachodniej cywilizacji.