Wspaniałe zakończenie zupełnie zmieniające odbiór całego filmu. Takiej intrygi by się nawet sam Hitchcock nie powstydził.
[SPOJLER] Pomijając zakończenie cały film wygląda jak typowy melodramat opowiadający o miłości która pokona wszystkie przeszkody nawet te związane z odizolowaniem Claire i stylem życia lub bardziej osobowością Virgila Oldmana itd. Zakończenie zupełnie to zmienia. Z pozoru nieistotne elementy filmu, które wcześniej mogły być traktowane jak dodatek (np. staruszka w oknie baru, która później okazuje się właścicielką pałacu) wraz z ostatnimi scenami filmu stają się ważnymi, żeby nie powiedzieć kluczowymi puzzlami kryminalnej układanki. W ten sposób melodramat staje się filmem przedstawiającym plan doskonały wielkiego skoku/rabunku. Oczywiście dalej pozostaje historia miłosna, ale już zupełnie inaczej się na nią patrzy, bo jednak nie była to prawdziwa miłość.
" W ten sposób melodramat staje się filmem przedstawiającym plan doskonały wielkiego skoku/rabunku...."
A co jeśli widz - taki jak ja - już w trakcie trwania filmu, coraz bardziej nabiera przeświadczenia, że ogląda historię przekrętu i oszustwa, zaś ta "miłość" jest jedynie lepem na muchy?