Uważam osobiście, że ten film jest godny Oscarów. Znakomita rola Rusha mnie zaskoczyła. Liczę
również na pochwałę Sturgesa, który jest dla mnie najlepszym aktorem młodego pokolenia.
A mnie akurat świetna kreacja Rusha nie zaskoczyła, on jest doskonałym aktorem i udowadnia to na każdym kroku. Natomiast Sturgess akurat wywarł na mnie kiepskie wrażenie, jego postać zdecydowanie odstawała od reszty.
Tak, nie wyobrażam sobie, aby Geoffrey Rush nie dostał Oscara za tę rolę! Ale Rush zawsze był świetny lub genialny (widziałam "Blask").
Piękno tego filmu jest niepodważalne - piękny film, to właśnie to słowo. Rush fenomenalnie porusza się wśród tego piękna - ascetyczny, spokojny, chłodny wewnętrznie i nagle.... Jak on to pokazał, ten rodzący się niepokój, fascynację, zadziwienie samym sobą!
Pod koniec przestraszyłam się, że robi się słodko i ckliwie i wtedy scenarzysta i reżyser zagrali z widzem - na szczęście.